sobota, 28 maja 2011

O malazańskiej raz jeszcze



Dzisiaj coś z zupełnie innej beczki. No, może niezupełnie innej. Na Polterze ukazała się wreszcie moja rozmowa z Mają Białkowską i Tomaszem Liskiem na temat sagi Eriksona i Esslemonta. Dyskutujemy o charakterze serii, inspiracjach autorów i przyszłości Malazu. Zainteresowanych zapraszam tutaj.

sobota, 21 maja 2011

Premiery, premiery

Na blogu znowu mało się dzieje, za to zakulisowa praca wrze, szykuje się kilka recenzji, wielkie czytanie Bram Domu Umarłych, tekst lub dwa o grach wideo. Na posuchę zaproponuję dwa opowiadania, które pojawiają się niemal równocześnie – „Worthington” w najnowszym (czerwcowym) Science Fiction, Fantasy i Horror i „Lato księżycowych ciem” w antologii Runy „Księga wojny”. Jak zawsze polecam.

poniedziałek, 2 maja 2011

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych, część 19


[Poniżej znajdują się spoilery do książek z cyklu Malazańskiej Księgi Poległych]

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych trwa. Przypominam: w tym cyklu przywołuję treść poszczególnych rozdziałów sagi, wdając się czasem w analizę lub interesujące dygresje. Oczywiście, moje posty są tylko cieniem rzucanym przez właściwy re-read, odbywający się na stronie wydawnictwa Tor. Osoby chcące pogłębić znajomość Malazańskiej Księgi Poległych kieruję tutaj. Obecnie omawiamy Noc noży Iana Camerona Esslemonta.

Rozdział szósty to w zasadzie początek epilogu. Wstaje nowy dzień, miasto otrząsa się z koszmarnego snu. Kiska budzi się w pokoju Foki. Uzdrowiciel ma dla niej wiadomość od Tayschrenna i Hattara, ale dziewczyna sama zgaduje, o co chodzi – mężczyźni udali się do przystani. Rzeczywiście, imperialny mag zbiera się do opuszczenia wyspy. Kiska prosi, by zabrał ją ze sobą, a ten (ku mojemu zdziwieniu, bo Kiska to naprawdę irytująca smarkula) się zgadza. Dziewczyna odwiedza jeszcze swoją ciotkę, Agaylę, a potem rusza pożegnać się z matką. Agayla nie wyjaśnia, skąd zna Tayschrenna (ani imię „Artan”), czytelnik może tylko zgadywać.

Tymczasem Hart wraca na swój posterunek w Twierdzy Mocka. Po drodze dowiaduje się, że Larkin – chwalipięta z koszar z bodaj drugiego rozdziału – został aresztowany, bo odmówił stawienia się na służbę poprzedniej nocy. Mała puenta, a cieszy. Na miejscu na Harta czeka już porucznik Pościg, ale weteran udaje, że poprzedniego wieczoru zdrowo się spił i nie ma pojęcia o niczym, co się wydarzyło. Porucznik opowiada mu o próbie zabójstwa jednego z imperialnych oficjeli; najwyraźniej nikt nic nie słyszał (garnizon, nocna straż), nikt nic nie wie. Kiedy Pościg wreszcie się oddala, Hart zaczyna rozmyślać o odzyskanej pewności siebie i nowo zdobytym celu (Corinn). Tak dumając, obserwuje wypływający z portu statek (ładna klamra kompozycyjna).

Właściwy epilog składa się z dwóch scen. Pierwsza to rozmowa Chodzącego po Krawędzi z Kellanvedem i Tancerzem (od teraz już Tronem Cienia i Kotylionem). Czytelnik dowie się o pewnych zawiłościach władztwa nad Grotą Cienia – choćby że nie wszystko tutaj podlega woli nowych właścicieli (Chodzący po Krawędzi, ale, jak dowiemy się z następnych tomów sagi, również inne… rzeczy). Kiedy para nowoupieczonych Ascendentów zniknie, Chodzący po Krawędzi zastanowi się, czemu tron Cienia tak często pozostaje pusty – i czemu ci, którzy go zajmują, nigdy się nie uczą. Jednak być może „zmiana”, którą przynoszą Kellanved i Tancerz, okaże się korzystna.

Druga scena rozgrywa się na jakiejś plaży. Dwójka dzieci odnajduje zagrzebaną w piasku dziwną, pokrytą łuskami istotę. Kiedy stwór próbuje chwycić chłopca, dzieci uciekają i wracają z dziadkiem. Dziadek sprawdza wybrzeże i oznajmia, że morski duch wrócił do morza, ale gdy cała trójka wraca do wioski, poznajemy jego myśli: istota, którą odnalazł wśród skał, była Jeźdźcem Sztormu. Jak mantrę raz po raz powtarzała jedno zdanie: „czemu nas zabijacie?” Przestała dopiero, kiedy mężczyzna poderżnął jej gardło. Wtedy ze zdumieniem spostrzegł, że na ręce pociekła mu czerwona krew.

Oto i koniec Nocy noży – najmniej malazańskiej ze wszystkich malazańskich książek (nie licząc nowelek o nekromantach). Moim zdaniem powieść spełnia swoje zadanie – przybliża nam okoliczności ascedencji Kellanveda i Tancerza – ale nic ponadto. Zabrakło tu znanego z innych części rozmachu i wielowątkowości, poszerzenia historii Taychrenna, Agayli, rybaka, Jeźdźców Sztormu. Nie byłoby to najlepsze wprowadzenie do sagi, ale jako opowieść komplementarną czytało się ją dobrze, nie skarżyłbym się, gdyby Esslemont lub Erikson porwali się na napisanie jeszcze kilku takich krótkich utworów, opisujących najważniejsze wydarzenia z historii serii.

Następnym razem: otwieramy Bramy Domu Umarłych!