piątek, 26 listopada 2010

Recenzja Śmiertelnego boga na Creatio Fantastica

W sumie tytuł mówi wszystko. Recenzję można znaleźć tutaj. Niekoniecznie zgodzę się z recenzentem w kwestii motywacji głównego bohatera - pisząc, przypisałem mu pobudki znacznie niższe – ale z drugiej strony, każdy odbiera utwór na swój sposób, więc trudno mówić o oficjalnej wykładni… zapraszam do lektury recenzji.

środa, 24 listopada 2010

SFFiH 62. Święty Głupiec


Krótka autopromocja: w grudniowym numerze Science Fiction, Fantasy i Horror można znaleźć moje nowe opowiadanie, "Świętego głupca", swego rodzaju kontynuację "Świętego z Issyk-kul." Jak zawsze gorąco polecam.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych, część 13


[Poniżej znajdują się spoilery do książek z cyklu Malazańskiej Księgi Poległych]

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych trwa. Przypominam: w tym cyklu przywołuję treść poszczególnych rozdziałów sagi Stevena Eriksona, wdając się czasem w analizę lub interesujące dygresje. Oczywiście, moje posty są tylko cieniem rzucanym przez właściwy re-read, odbywający się na stronie wydawnictwa Tor. Osoby chcące pogłębić znajomość Malazańskiej Księgi Poległych kieruję tutaj.

I tak oto dotarliśmy do ostatniego wpisu o Ogrodach Księżyca. Zajęło to dłużej, niż zakładałem, ale z drugiej doszło mi sporo obowiązków i od jakiegoś czasu traktuję każdy post jak sukces w walce z czasem. Ale do meritum:

Crokus przybywa do posiadłości Baruka, ale nie postąpi ani kroku dalej – domostwo wielkiego alchemika otacza magiczna osłona. Zanim zrobi coś więcej, o ziemię rozbija się demoniczny władca Galayn pod postacią smoka, zaraz po nim przybywa Rake. Demon składa Rake’owi propozycję – Cesarzowa daruje mu życie, jeśli się do niej przyłączy. Władca Odprysku Księżyca odmawia – oczywiście – i w krótkiej walce powala władcę Galayn. Przez wybitą w murze dziurę, Crokus przedostaje się do domostwa Baruka.

Wewnątrz rozgrywa się inna walka – Vorcan zabija po kolei magów z Koterii T’orrud. Serrat próbuje ją powstrzymać i płaci za tę próbę życiem. Skrytobójczyni rani Derudan i zamierza się na Baruka, ale pojawia się Crokus… i ogłusza Vorcan dwoma cegłówkami. Ehe, cegłówkami. Powiem szczerze, że nie jest to szczególnie przejmująca scena, zwłaszcza, że chwilę później zwalają się nam na głowę wyświechtane cliché – Baruk akurat posiada odtrutkę na rzadką truciznę, którą Vorcan zaaplikowała Derudan, a sama skrytobójczyni po cichu ulatnia się z miejsca zdarzenia (czemu chociażby nie atakuje ponownie?).

Sójeczka kontaktuje się z Dujekiem za pośrednictwem kościanego artefaktu K’chain Che’malle (urządzenie to pojawi się tutaj po raz ostatni; z tego, co pamiętam, w dalszych tomach jest zagadkowo nieobecne), zdaje relację z nieudanej misji Lorn. Dujek ze swojej strony dzieli się swoimi obawami: rychłą stratą Pale i rebelią w Siedmiu Miastach. Cesarzowa wyjęła Dujeka spod prawa (w Imperium czeka go jedynie egzekucja), teraz stary dowódca zastanawia się, czy będzie musiał walczyć z siłami Caladana Brooda i Kallora, czy też nie połączą sił przeciwko Panniońskiemu Jasnowidzowi.

Dujek awansuje Sójeczkę na swojego zastępcę, a dowództwo Podpalaczy Mostów przypada Paranowi. Skrzypek i Kalam zamierzają odwieźć Apsalar do jej ojczyzny, Itko Kan.

Azath urosło już do pełnych rozmiarów: wygląda jak dom, wokół którego usypano mogilne kopce. Pojawia się ranna Vorcan, ścigają ją Tiste Andii (i gdzież oni się ukrywali po śmierci Serrat i przybyciu Crokusa?). Rallick Nom zabiera ją do wnętrza Azath. Ten zabieg, „zamrażanie” bohaterów w czasie i jakby odkładanie ich na półkę, dopóki nie będą potrzebni, nie przypadł mi do gustu, przede wszystkim dlatego, że nie wnosi nic do fabuły.

Korlat, dowódca Tiste Andii podążających za Vorcan, rozważa zniszczenie Azath – jej pan, Anomander Rake z pewnością podołałby temu zadaniu – ale ostatecznie decyduje się go nie wzywać.

Kruppe, Murillo i Crokus obserwują odlatujący Odprysk Księżyca. W innej części miasta to samo robią Młotek i Sójeczka. Noga tego drugiego wciąż się dobrze nie zagoiła (hint, hint). Paran, z otataralowym mieczem przytroczonym do pasa (mieczem, o którym Erikson później zapomniał), przemierza ulice. Przysięga, że odnajdzie nową Tattersail, kiedy tylko poradzą sobie z Panniońskim Jasnowidzem.

Crokus przyłącza się do Kalama, Skrzypka i Apsalar płynących do Unty. Wreszcie wyrzuca monetę Oponn do wody. Z brzegu przygląda się im Niszczyciel Kręgu.

Podsumowanie: I to by było na tyle. Czy mój odbiór Ogrodów Księżyca zmienił się po latach? I tak, i nie. Książka wydawała mi się wtedy strasznie skomplikowana, zagmatwana, teraz, mając wiedzę wydobytą z późniejszych tomów, zupełnie tego nie odczułem (Bill z oficjalnego wielkiego czytania podziela zresztą to odczucie), czytało mi się zdecydowanie lepiej, potrafiłem docenić więcej zabiegów literackich i pracy włożonej w kreowanie tak złożonego świata.

Z drugiej strony… raziły mnie rzeczy, do których wcześniej nie miałem zastrzeżeń. Przeżytki z fantasy lat 80tych, jak gildie skrytobójców, słabo zarysowane charakterologicznie postacie, czysto rpgowe wtręty i kręcenie się fabuły bez celu (vide wycieczka kompanii spod Feniksa na wzgórza Gadrobi). Niemniej, książka dalej mi się podoba, dalej robi wrażenie. Sześć lat później, na rynku wciąż nie ma książki, która chociażby zbliżała się do rozmachu Malazańskiej Księgi Poległych.

poniedziałek, 8 listopada 2010

Recenzja. Azazel (audiobook PL)


Tym razem coś z zupełnie innej beczki. Raz, czysty kryminał. Dwa, audiobook. Ostatnio naprawdę trudno znaleźć mi czas na czytania (nie mówiąc już o pisaniu recenzji), dlatego postanowiłem wrócić do dawnego zwyczaju słuchania książek w wersji audio podczas drogi do i z pracy/zajęć. Zazwyczaj stoję w dużych korkach, więc przesłuchiwanie kolejnych pozycji idzie mi zaskakująco sprawnie.

Na pierwszy ogień poszedł Azazel Borisa Akunina. Kryminał jest dostatecznie lekką lekturą i nie wpływa na moją zdolność kierowania pojazdem, a kiedyś zaczytywałem się w książkach Agathy Christie, więc była to idealna okazja ponownego zapoznania się z gatunkiem. I tu czekał mnie pierwszy zgrzyt.

Azazel nie jest kryminałem, nie w klasycznym sensie tego słowa, nawet nie kryminałem chandlerowski, to raczej opowieść szpiegowska. Nie uświadczymy tu misternie zaplanowanej zbrodni ani mocnego zwrotu akcji. Akunin upewnia się, że czytelnik wie więcej od bohaterów, a rozwiązanie zagadki staje się oczywiste mniej więcej w połowie książki.

Nie mówię, że to wada, środek ciężkości powieści jest przesunięty gdzie indziej i tam leży siła książki Akunina. Przede wszystkim zafascynował mnie świat przedstawiony, XIX wieczna Rosja (i nie tylko) odmalowana kameralnie, ale szczegółowo. Stylizacja w Azazelu sięga głębiej, autorowi udaje się oddać nie tylko powierzchowny, materialny klimat epoki (dorożki, pierwszy telefon etc.), ale i panującą wówczas mentalność. Poruszane problemy – chociażby fala samobójstw wśród młodzieży – prądy myśli, zagadnienia społeczne, to kwestie silnie osadzone w tamtym okresie.

Akunin poszedł o krok dalej – w wiarygodnie nakreślonej Rosji umieścił wiarygodnych bohaterów. Co najważniejsze, w przeciwieństwie do większości pisanych obecnie kryminałów retro (słowa kryminał używam tu bardzo liberalnie) nie są oni anachroniczni, ich przemyślenia i ideały odpowiadają „duchowi czasów.” Autorowi zdarza się tu i ówdzie przerysować którąś postać, ale generalnie ucharakteryzowanie stoi na bardzo wysokim poziomie. Można nie przepadać za odrobinę fajtłapowatym, nieokrzesanym głównym bohaterem, ale trzeba przyznać, że jest w swojej nieokrzesanej fajtłapowatości konsekwentny.

Gorzej ma się sprawa z fabułą, ale z zupełnie innych powodów, niż te, które zasygnalizowałem na początku recenzji. Jak na mój gust Akunin zbyt często sięga po wygodne zbiegi okoliczności, zakrawające miejscami o deux ex machinę. Nie przeszkadzało mi to w lekturze (czy raczej odsłuchiwaniu), potrafiłem je wszystkie przełknąć, ale wiem, że nie każdemu się to uda. Myślę, że sprawę ratuje poprowadzona ze swadą i humorem narracja, nie stroniąca od przytyków wymierzonych w głównego bohatera.

Osobne miejsce należy się wykonaniu audiobooka. Przyznam od razu, że jestem w tej kwestii zupełnym laikiem, więc po prostu podzielę się z wami moimi odczuciami. Dźwięk był w porządku, chociaż miejscami zdawało mi się, że traci na ostrości (i zanim napiszecie, to nie wina mojego odtwarzacza – sprawdziłem). Lektor, Leszek Teleszyński, świetnie wywiązał się ze swojej roli, jego miarowy, niemal dystyngowany ton głosu nie rozpraszał (a to zdarza się czasem w przypadku książek audio),a pomagał budować klimat.

Azazela Borisa Akunina słuchało się przyjemnie, chociaż nie mogę powiedzieć, bym nie był odrobinę rozczarowany fałszywym marketingiem stojącym za książką. Polecam na kilka wieczorów niezobowiązującej, lekkiej lektury.

sobota, 6 listopada 2010

GRAMY: Zagłada Atlantydy

W dniach 6-7 listopada (czyli dziś i jutro) odbywa się kolejna edycja gdańskiego spotkania z grami planszowymi GRAMY. Będę tam i ja z moją Zagładą Atlantydy, także wszystkich chętnych zapraszam na oficjalną prezentację (sobota, godzin 14:00) i już mniej oficjalną w godzinach późniejszych.

Tak jak ostatnio, GRAMY odbywa się w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym.

czwartek, 4 listopada 2010

Jedenaście pazurów


Szybki heads-up. Dziś premiera zbioru opowiadań Jedenaście pazurów,a w nim również mój skromny tekścik, Nocą czarną jak kot. Oczywiście zachęcam do lektury.