czwartek, 28 lipca 2011

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych, część 21


[Poniżej znajdują się spoilery do książek z cyklu Malazańskiej Księgi Poległych]

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych trwa. Przypominam: w tym cyklu przywołuję treść poszczególnych rozdziałów sagi, wdając się czasem w analizę lub interesujące dygresje. Oczywiście, moje posty są tylko cieniem rzucanym przez właściwy re-read, odbywający się na stronie wydawnictwa Tor. Osoby chcące pogłębić znajomość Malazańskiej Księgi Poległych kieruję tutaj. Dziś kontynuujemy omawianie Bram Domu Umarłych.

Rozdział drugi otwiera scena przechadzki Duikera. Historyk włóczy się po ulicach Hissaru; na ścianach mijanych domów zauważa znaki nawołujące do buntu, buntu, na który malazańskie dowództwo nie jest przygotowane. Zakrada się do kupieckiego namiotu i tam podsłuchuje przepowiednię o Dryjhnie, władczyni Apokalipsy. Po powrocie do imperialnej twierdzy Duiker trafia na spotkanie Coltaine’a, Bulta, Kulpa i Mallicka Rela. Otrzymujemy urywek historii: opis pierwszego spotkania Bulta i Duikera (walczyli po przeciwnych stronach; pierwszy omal nie zabił drugiego; potem Dujek zranił Bulta, a koń wickanina odwdzięczył mu się zmiażdżeniem ręki). Zebrani czekają na czarnoksiężnika Coltaine’a, Sormo E’natha. To wzbudza powszechne niedowierzanie, bo Laseen bardzo dokładnie wytępiła wszystkich wickańskich magów… okazuje się jednak, że dokonała się swoista reinkarnacja – kruki przyniosły dusze czarowników, aby mogli się odrodzić.

Sormo okazuje się dziesięcioletnim chłopcem (Duiker przypomina sobie, że Rhivijczycy posiadają podobne wierzenia na temat reinkarnacji, co wic kanie; przekonamy się o tym już we Wspomnieniu Lodu). Czarnoksiężnik potwierdza słowa Duikera - zbliża się rebelia – ale Mallick Rel bagatelizuje całą sprawę. Kapłan przekazuje Coltaine’owi rozkaz przemarszu wojsk do Arenu (rozkazy pochodzą od samego wielkiej pięści Pormquala), ale wódz wickan go odrzuca, słusznie obawiając się pozostawić wschodnie wybrzeże niebronionym. Niezadowolony i urażony Mallick Rel oddala się, aby przekazać Pormqualowi „zalecenia” Coltaine’a. Duiker wyjaśnia, że prawdziwą malazańską władzę w Siedmiu Miastach sprawuje właśnie Mallick, co doprowadza do dyskusji na temat poczynań Laseen. Bult sugeruje, że jej zdrada Kellanveda i Tancerza była podyktowana dobrem imperium (byli dobrymi zdobywcami, ale kiepskimi władcami). Na koniec spotkania dowiadujemy się, że historyk dołączy do sztabu Coltaine’a. Podczas prywatnej rozmowy Dukier prosi Kulpa, aby zorganizował ucieczkę Heborica z kopalni otataralu.

Akcja przenosi się do Ehrlitanu. Śledzimy Skrzypka (przebranego za Grala), który jest świadkiem krwawego ataku Czerwonych Mieczy na wyznawców Dryjhny (ci pierwsi to fanatyczna grupa militarna tutejszych, oddanych Cesarzowej Laseen). Skrzypek ratuje dwójkę dzieci, które okazują się wnuczętami Kimloca, największego chodzącego z duchami Tanno (bardzo to wygodne fabularnie, nie powiem…). Kimloc ostrzega Skrzypka, że pustynny szlak, którym chcą dotrzeć do Arenu (aby tam wsiąść na statek do imperialnej stolicy) przecina się ze Ścieżką Dłoni, a to może się okazać śmiertelnie niebezpieczne. Ścieżka Dłoni prowadzi bowiem do groty/bramy, która pozwoli (być może) jednemu z d’iversów albo jednopochwyconych dokonać ascendencji i zostać panem swojej „rasy”. Kimloc zna też historię Podpalaczy Mostów (zahartowani w słońcu Raraku, podążali za grupą falah’dańskich magów). Chciałby dotknąć Skrzypka, aby go pobłogosławić, a potem również ułożyć pieśń, która (znów być może) zapewniłaby Podpalaczom Mostów własną drogę ku ascendencji, ale żołnierz odmawia. Niepocieszony Kimloc wręcza Skrzypkowi muszlę, w której zaklęto pieśni mocy (mimo wszystko poklepując go na odchodnym). W drodze do wyjścia Skrzypek rozmawia chwilę z kapitanem Turqiem – dowiadujemy się co nieco o kapitulacji Karakarangu (Kimloc poddał miasto Dujekowi, chociaż podobno mógł zniszczyć imperialną armię) i o rzezi w Arenie.

Powyższy fragment ocieka informacjami, zwłaszcza, jeśli czytało się już pozostałe książki z serii. Mamy wspomnienie o oblężeniu Li Heng i walce cesarza z Treachem i Ryllandarasem (Powrót Karmazynowej Gwardii), sugestię, że Raraku była kiedyś morzem (Dom Łańcuchów), no i do tej pory niewyjaśnioną kwestię areńskiej rzezi („T’lan Imassom Logrosa nie wydano rozkazu ataku”).

Skrzypek wraca do Kalama i opowiada mu o Ścieżce Dłoni – Kalam już o niej wie, odczytał pokrywające ściany symbole. Skrzypek nie wyjawia zabójcy, że spotkał się z Kimlokiem, bo wie, że tamten zabiłby chodzącego z duchami i jego rodzinę.

Kalam udaje się do starego miasta, gdzie spotyka się z Mebrą. Zabójca wymusza na informatorze podanie haseł i znaków, które zapewnią mu bezpieczną podróż przez pustynię. Mebra, niby przez przypadek, wyjawia, że posiada Księgę Dryjhny, która musi zostać dostarczona do jasnowidzącej (przywódczyni kultu Apokalipsy). Kalam z chęcią ją zaniesie, to będzie jego karta przetargowa, gdyby na szlaku coś poszło nie tak. Kiedy zabójca się oddala, okazuje się, że wszystko ukartowały Czerwone Miecze – chcą podążyć za księgą do samej jasnowidzącej. Mebra przekonuje komendanta Czerwonych Mieczy, aby wzięli Kalama żywego (podejrzewa, że Podpalacz Mostów zmierza do Malazu zabić Cesarzową).

Tymczasem na granicy Świętej Pustyni i Pan’potsun Odhan Icarium i Mappo pokonali d’iversa-lamparta. Icarium ledwo co nie uległ gniewowi, a Mappo jest ranny. Zatrzymali się u podnóża klifu, na którym wzniesiono jakąś wieżę, ale w pobliżu nie widać żadnej drogi wiodącej do środka. Pojawia się inny zmiennokształtny, tym razem jednopochwycony niedźwiedź, Messremb. Wita się uprzejmie, rozmawia chwilę z Mappem (którego zna), a zaspokoiwszy swoją ciekawość, rusza w dalszą drogę. Icarium zauważa, że „tli się w nim szaleństwo”. Spotkaniom nie ma końca: jak tylko znika jednopochwycony, przybywa Iskaral Krost, kapłan Cienia, na mule. Iskaral posyła muła do jaskini, z której po chwili wyłania się Sługa (Icarium i Mappo czują tu działanie grot). Wreszcie z okna wieży zostaje zrzucona lina – to robota bhok’arala (skrzydlatej małpy) – Isklaral Krost nie ma akolitów, towarzyszą mu tylko te niewdzięczne zwierzęta. Okazuje się, że Icarium zapomniał o stoczonej z d’iversem walce; kiedy pyta o skrwawione ostrze swojej broni, Mappo kłamie, mówiąc, że to on sam zmierzył się z samotnym lampartem (używając broni Icariuma).

I znów zaserwowano nam mnóstwo smaczków: od przeszłości Kalama, po Iskarala Krosta, który maluje po ścianach kanionów czerwone dłonie (aby zmylić zmiennokształtnych), od wspomnienia o Królowej Snów po tożsamość Sługi Krosta. Generalnie rozdziały Bram Domu Umarłych są znacznie „gęstsze” w informacje od Ogrodów Księżyca, dlatego zalecam uważną lekturę, w przeciwnym razie można się zgubić (podczas pierwszego czytania zdarzyło mi się to przy fragmencie o podróży statkiem poprzez groty).

W rozdziale trzecim przenosimy się z początku na Otataralową Wyspę. Felisin handluje swoim ciałem, aby zapewnić sobie i towarzyszom różne względy – tym razem dzień wolny dla Heborica, który jest w kopalniach strasznie męczony. Wygląda na to, że kapitan Sawark otrzymał rozkazy zadręczenia starego historyka. Myśli Felisin o własnym moralnym upadku (z którym radzi sobie nadzwyczaj dobrze) przeplatają się ze wspomnieniem teorii Heborica odnośnie otataralu – jak znajdowano go tylko w skale wapiennej, a nigdy w skale macierzystej, że jego pokłady przypominają warstwy stopionego tłuszczu, być może istot żywych, i że tym, co je stopiła, była magia.

Po drodze do obozu Beneth (mężczyzna, z którym właśnie przespała się Felisin) i Felisin spotykają młodego strażnika, Pellę. Pella martwi się, że na wyspie jest strasznie dużo Malazańczyków i niedługo może dojść do buntu. Strażnik cytuje nawet pracę Duikera o Kellanvedzie, wyraźnie próbuje dziewczynie coś powiedzieć, ale ta zdaje się tego nie zauważać. Dalej mijają jezioro Topiel. Heboric prosił Felisin, żeby sprawdzała jego poziom, bowiem zaczęła się pora sucha. Tak jest w istocie, ale mimo to dziewczyna pozostaje sceptyczna – każdy, kto próbował tędy uciec albo zginął, albo został złapany i stracony. Wreszcie poznajemy odrobinę motywacji dziewczyny – jedyne, co ją napędza, to żądza zemsty na swojej siostrze, Tavore.

We wspólnym namiocie Felisin kłóci się z Heborikiem – historykowi nie podoba się, że dziewczyna handluje ciałem (ma też z tego powodu wyrzuty sumienia), a jej z kolei przeszkadza, że starzec i Baudin nie wtajemniczają jej w swoje plany (a wyraźnie coś knują). Historyka martwi również, że dziewczyna powoli uzależnia się od durhangu (narkotyk) i wina.

W Hissarze Duiker obserwuje odpływającą flotę admirała Noka (wraz z nim odpływa Mallick Rel). Pojawia się Kulp. Czarodziej melduje, że pomoc w ucieczce Heborica została zorganizowana. Obaj mężczyźni przyglądają się nadpływającemu transportowi Czerwonych Mieczy, które przesłano tu, aby – jeśli przyjdzie co do czego - spacyfikowały ludność. Przez chwilę zapowiada się, że dojdzie do masakry, bo Czerwone Miecze są aż nazbyt gorliwe, ale drogę fanatykom zastępuje kilku wickan i Kulp. Po napiętej wymianie zdań sytuacja ulega rozładowaniu, zwłaszcza, że pojawiają się hissarscy gwardziści i wickańscy łucznicy. Kult tłumaczy Duikerowi, że Coltaine zmienił dryle szkoleniowe – Siódma armia ćwiczy teraz walkę w mieście i ochronę cywilów. Najwyraźniej zbliża się najgorsze.

W następnej scenie widzimy taką musztrę z bliska. Coltaine uznaje, że żołnierze zasłużyli na szacunek lansjerów. Kiedy Duiker i Bult zostają sami, historyk sugeruje, aby Siódma Armia dostała dzień wolnego. Wickanin podchodzi do propozycji sceptycznie, ale wreszcie się zgadza (Coltaine będzie potrzebować wypoczętych żołnierzy).

Skrzypek i Kalam kłócą się o dalszy tok postępowania – a raczej o Księgę Dryjhny. Według Skrzypka Imperium to nie to samo, co Cesarzowa, i wspieranie rebelii wcale nie jest najlepszym pomysłem. Wreszcie postanawiają się rozdzielić. Kalam uda się z księgą, a reszta podąży do Unty „inną drogą”. Crokus domyśla się, że obaj żołnierze traktują Apsalar jak asa w rękawie (w końcu zachowała umiejętności Tancerza), ale on nie pozwoli jej wykorzystać.

Skrzypek, Crokus i Aspalar, udając, odpowiednio, gralskiego strażnika i parę nowożeńców, opuszczają miasto. Zostają zatrzymani przez Czerwone Miecze, które kogoś poszukują. Crokus boi się, że ktoś zdradził Kalama. Gdy trójka wreszcie oddali się od miejskich murów, okazuje się, że Moby (bhok’aral Crokusa) zniknął. Crokus rozpamiętuje swojego wujka, Mammota (Ogrody Księżyca), zastanawiając się nad jego niemocą (czuję, że na zakończenie tego wątku przyjdzie nam poczekać do darudżystańskiej książki Esslemonta).

W międzyczasie w świątyni Cienia Icarium i Mappo dochodzą do siebie. Rany Trella się goją, ale miną dwa miesiące, zanim groźba likantropii rozsiewanej przez zmiennokształtnych zostanie zażegnana (jeśli mnie pamięć nie myli, to jedyna wzmianka o „zaraźliwości” w całej Księdze Poległych; czy któryś z Was, czytelników, pamięta tę kwestię?). Powoli objawia się obsesja Iskarala Krosta na punkcie pająków (Skąd się wzięła? Dowiemy się za kilka tomów). Czując się lepiej, Mappo dołącza do Icariuma w bibliotece Iskarala. Jhag jest zafascynowany znajdującymi się tu książkami, które stanowią ślady po wysoce rozwiniętej cywilizacji. Mappo rozpoznaje pismo kultu Bezimiennych (posiłkując się wiedzą z następnych tomów strzelam, że to po prostu pismo Pierwszego Imperium Dessimbelackisa). Czując, że musi coś zrobić, próbuje rozproszyć uwagę Icariuma dyskusją o upadku i dekadencji, przywołując za przykład „Szaleństwo Gothosa”. Icarium wierzy, że księgi potwierdzają jego teorię: ruiny na Raraku to pozostałości po wielkiej cywilizacji, być może pierwszej ludzkiej. To z jakiegoś powodu niepokoi Mappa, ale Icarium zapewnia, że po prostu musi robić coś dla zabicia czasu. Kiedy jednak Mappo proponuje, aby opuścili świątynię Iskarala Krosta (nie ufa mu), Icarium odmawia. Według niego w tym miejscu może odnaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. Słysząc to, Mappo cofa się pamięcią do dnia, w którym spotkał Bezimiennych.

piątek, 15 lipca 2011

Malazańska Księga Poległych i gry fabularne


Jak to właściwie jest z tą oryginalnością Malazańskiej Księgi Poległych? Dzięki uprzejmości Adama Whiteheada z bloga The Wertzone mam Wam dziś do zaprezentowania odrobinę kontrowersyjny artykuł poruszający właśnie tę kwestię. Do lektury zapraszam na serwis Poltergeist.

środa, 13 lipca 2011

Recenzja gry. Outland


Na stronie Polygamii pojawiła się kolejna recenzja gry mojego autorstwa – tym razem padło na stylizowaną platformówkę w starym stylu, Outland. Zapraszam do przeczytania recenzji.

wtorek, 12 lipca 2011

Testament Damoklesa: Wełnicki kontratakuje


Wreszcie, po przerażająco długim okresie ciszy, mogę (z ledwo skrywaną dumą) oficjalnie ogłosić jesienną premierę mojej nowej książki, Testamentu Damoklesa. Z krótką notką o treści książki możecie się zapoznać na stronie Agencji Wydawniczej Runa. Od siebie dodam tylko, że czytelnicy świata znanego ze Śmiertelnego boga oraz publikowanych tu i ówdzie opowiadań nie będą zawiedzeni.

Testament Damoklesa to owoc ponad rocznej pracy – pisania i zbierania materiałów. Powoli dojrzewam jako pisarz (jeszcze długa droga przede mną) i mam wrażenie, że ta powieść, znacznie lepiej niż opublikowane w ostatnich miesiącach opowiadania, oddaje tę ewolucję. Mam nadzieję, że kiedy wreszcie książka trafi na półki, jej lektura przyniesie Wam tyle samo satysfakcji, co mi jej napisanie.

PS.
Gwoli ścisłości, to nie jest okładka.

niedziela, 3 lipca 2011

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych, część 20


[Poniżej znajdują się spoilery do książek z cyklu Malazańskiej Księgi Poległych]

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych trwa. Przypominam: w tym cyklu przywołuję treść poszczególnych rozdziałów sagi, wdając się czasem w analizę lub interesujące dygresje. Oczywiście, moje posty są tylko cieniem rzucanym przez właściwy re-read, odbywający się na stronie wydawnictwa Tor. Osoby chcące pogłębić znajomość Malazańskiej Księgi Poległych kieruję tutaj. Dziś rozpoczynam omawianie Bram Domu Umarłych.

W przeciwieństwie do większości prologów z sagi, wprowadzenie do Bram Domu Umarłych nie przenosi nas tysiące albo i setki tysięcy lat w przeszłość, na zapomniane kontynenty, przeciwnie, umiejscawia akcję w jakiś czas po wydarzeniach z Ogrodów Księżyca, w stolicy Imperium Malazańskiego, Uncie. Cesarzowa Laseen przeprowadziła kolejną czystkę wśród możnych. Kapłan Kaptura – jak nakazuje zwyczaj, cały pokryty muchami - inauguruje święto swojego patrona, Godzinę Pragnienia. W łańcuchach znajdujemy Felisin Paran (siostrę kapitana Ganoesa Parana, znanego czytelnikom z Ogrodów Księżyca; w rzeczy samej to zdrada Ganoesa jest przyczyną, dla której Felisin została pojmana i odarta ze wszelkich szlacheckich przywilejów), były kapłana Fenera, kaleki Heboric, i małomówny zbir, Baudin.

Kapłan Kaptura zbliża się do więźniów, a kiedy Heboric się do niego odzywa, oznajmia, że ma mu do wyjawienia tajemnicę. Muchy, które obsiadły jego ciało zrywają się do lotu, i okazuje się, że pod spodem nie było żadnego kapłana.

Pojawia się nowa przyboczna Cesarzowej, Tavore (druga z sióstr Paran; najwyraźniej los Feilisin nic dla niej nie znaczy), w towarzystwie tajemniczej kobiety, T’jantar. Tavore, aby okazać swoją lojalność względem Laseen, musiała wybrać pomiędzy matką a Felisin. Wybrała matkę, ale ta i tak zmarła niedługo po ich ojcu.

Więźniowie są kierowani w stronę portu, gdzie zostaną załadowani na statki, ale strażnicy dają przyzwolenie motłochowi, aby dał upust gorejącej w nim złości. Felisin udaje się przeżyć tylko dzięki osłaniającemu ją Heboricowi i Baudinowi, zabijającemu lub okaleczającemu każdego zbliżającego się napastnika. Na sam koniec Baudin własnoręcznie urywa głowę jednej ze zniewolonych szlachcianek i rzuca ją w osłupiają tłuszczę, kupując całej trójce czas potrzebny na dostanie się na statek.

Pierwszy rozdział przenosi nas rok do przodu, na inny kontynent (a raczej subkontynent), Siedem Miast. Para niecodziennych towarzyszy, Icarium, pół-jaghut (w Ogrodach Księżyca Anomander Rake wspominał o nim podczas rozmowy z Barukiem; Icarium miał być konstruktorem tysiącletnich mechanizmów zegarowych wciąż stojących w Darudżystanie), i Mappo, Trell, obserwuje demonicznego zwiadowcę Tronu Cienia, aptoriankę, teraz znajdującą się pod kontrolą sha’ik (świętej przywódczyni buntu). Uff. Dużo informacji jak na jedno zdanie. Bohaterowie podejrzewają, że Tron Cienia wysłał demona na przeszpiegi w okolice obozu sha’ik, oczekując zbliżającej się konwergencji.

Icarium i Mappo to jedna ze słynnych eriksonowskich grup bohaterów, które podróżują przez pustkowia bez wyraźnego celu przez wiele książek (wiem, wiem, Icarium pragnie odzyskać utracone wspomnienia). Mimo wszystkich perturbacji, ich wątek wydaje mi się nazbyt statyczny i chociaż obfituje w ciekawe informacje, nie należy do moich ulubionych.

Podczas swojej wędrówki przez pustynię, para natrafia na ślady d’iversa (osoby potrafiącej zmienić się w chmarę jakichś zwierzęcych istot) Gryllena (przybierającego postać stada szczurów), podążającego „tropem” konwergencji (tropem wspomnianej w poprzedzającym rozdział wierszu Ścieżki Dłoni). Okazuje się, że w tym samym kierunku zmierza wielu d’iversów i jednopochwyconych, wszyscy pragnący dostąpić ascendenci. Icarium ma nadzieję, że ta konwergencja pomoże mu poznać swoją przeszłość.

Z pustyni wyłania się wilk-d’ivers, Ryllandaras (brat Treacha, więcej o nim znajdziecie w Powrocie Karmazynowej Gwardii). Początkowo planuje zapolować na Icariuma i Mappo, ale kiedy ich rozpoznaje, potulnienie i oddala się, zapolować na aptoriankę. To jeden ze świetnych sposobów sugerowania potęgi poszczególnych postaci (zwracałem już na to uwagę w Ogrodach Księżyca, przy okazji demona Perły).

W drugiej części rozdziału poznajemy resztę głównych bohaterów Bram Domu Umarłych – imperialnego historyka Duikera, grubego kapłana Maela (pradawnego boga mórz), Mallicka Rela, wielką pięść Pormquala i wickańskich jeźdźców pod wodzą Coltaine’a. Ten ostatni zbuntował się kiedyś przeciwko Kellanvedowi, ale Cesarzowi udało się go jakoś zjednać. Gdyby nie groźba wiszącego nad Siedmioma Miastami powstania, Cesarzowa z pewnością by go tu nie ściągnęła.

Duiker i Mallick Rel rozprawiają o tradycji wysyłania uwięzionych magów do kopalni na wyspie otataralu (gdzie, od nadmiaru antymagicznego proszku, szaleją). Pojawia się ostatni żywy mag z kadry Siódmej Armii, Kulp. Przez chwilę wydaje się, że pomiędzy hissarskimi strażnikami a wickańskimi jeźdźcami dojdzie do utarczki, ale Coltaine rozładowuje sytuację.

Wreszcie, na Morzu Kansu, spotykamy starych znajomych: Kalama, Skrzypka, Crokusa i Apsalar. Ich łódź atakuje jednopochwycony dhenrabi (niechybnie zmierzający po Ścieżce Dłoni), ale, jak to ujął Skrzypek „wybrał sobie niewłaściwych rybaków” – istota ginie od jednego z wybuchowych pocisków Moranthów. W tej scenie dowiadujemy się jeszcze dwóch ważnych rzeczy: poznajemy pierwszą wersję historii Podpalaczy Mostów (oddział Skrzypka, prowadzony przez Kalama, ścigał Szybkiego Bena; Kalam i Szybki Ben byli w zmowie i chcieli ich wykiwać, ale Sójeczka się wszystkiego domyślił; bardzo to „finta w fincie”) i cel obecnej podróży Kalama – były Podpalacz Mostów zamierza zabić Cesarzową Laseen.

piątek, 1 lipca 2011

Recenzja. Wielki Bazar Kolejowy


Paul Theroux to bardzo barwna postać, pisarz i publicysta, który zwiedził pół świata; mieszkał w Ugandzie i Singapurze, gdzie pracował jako nauczyciel; na podstawie jego powieści powstało kilka filmów (w tym Wybrzeże Moskitów, w reżyserii Petera Weira, z Harrisonem Fordem w roli głównej), w swoim czasie znalazł się w centrum paru głośnych kontrowersji. Mnie osobiście najbardziej zdziwiło, że tak długo zajęło mi dotarcie do jego prozy podróżniczej… ale ten błąd został już naprawiony.

Wielki Bazar Kolejowy to bodaj najsłynniejsza powieść podróżnicza Theroux (nie ważę się jej nazwać reportażem, o czym za chwilę). Na trochę ponad czterystu stronach znajdziemy relację z czteromiesięcznej podróży autora kolejami Azji (w śledzeniu trasy nieocenioną pomocą służy załączona na początku mapka), zamkniętą elegancką klamrą kompozycyjną.

Pierwsze pytanie, jakie można zadać osobie, polecającej tę książkę (a ja polecam ją szczególnie gorąco), to: czym się ona różni od tuzinów innych, podobnych pozycji stojących na półkach księgarni? I dalej: co jest w niej wyjątkowego? Czemu warto ją przeczytać?

Na myśl przychodzi skala wyprawy. Oto w jednej książce otrzymujemy wgląd w codzienne życie niemal połowy świata – i to tej połowy, o której znowuż tyle się nie mówi. Z Wielkiego Bazaru… można się dowiedzieć naprawdę sporo o ludziach pochodzących z naprawdę pokaźnej liczby krajów. To raz. Dwa: Theroux wykładał literaturę, napisał niejedną powieść i to widać – operuje bardzo żywym, plastycznym językiem, potrafi oddać zarówno piękno, jak i brud, bez patosu. Jako narrator siedzi znacznie bliżej czytelnika, niż typowy podróżnik, a niecodzienna szczerość (być może wykalkulowana, kto wie?) nadaje relacji aurę autentyczności. Snuta w Wielkim Bazarze… opowieść potrafi być klaustrofobiczna, jak wagon tytułowej kolei, ale nigdy nie nudzi.

Trzeba też sobie uświadomić, że Theroux napisał Wielki Bazar… w połowie lat siedemdziesiątych, ponad trzydzieści lat temu, i dziś jego książka nie jest tylko oknem w przestrzeń, ale i czas. Niewiele jest regionów świata, które przeszły tak znaczące transformacje, jak te, przez które wiedzie szlak podróży. Zmieniały się rządy, ustroje, granice i prawa. Reżimy upadały, a inne powstawały z gruzów. Dziś odbycie tej samej wędrówki byłoby prawie niemożliwe (chociaż sam Theroux podjął tę próbę w 2005 roku).

Wreszcie, coś, co zasugerowałem na początku: Wielki Bazar… to powieść, która nie rości sobie prawa do miana reportażu (za co zawsze mam odrobinę żalu do Kapuścińskiego). Theroux nie sili się na obiektywność ani moralizatorstwo, nie jest też grzecznym, miłym podróżnikiem: potrafi być złośliwy i nieczuły, i egocentryczny, i interesowany, spotykane kultury ocenia przez pryzmat siebie; nie stara się filtrować własnych uprzedzeń ani wybielać współpasażerów. Wszystko to składa się na zajmującą powieść, która z całą pewnością nie mogłaby stanowić przewodnika. Nie sądzę, by Theroux koloryzował swoją relację (o czym w ostatnich akapitach sam autor czuje, że musi zapewnić), niemniej jednak nie jest on do końca wiarygodnym narratorem. Co więcej, wcale nie stara się wnikliwie poznać spotykanych ludów, słusznie, bo w tak krótkim czasie, jakby mógł? Zamiast tego przedstawia nam własne teorie i domysły, nie zawsze poprawne politycznie – i być może to jest największą zaletą Wielkiego Bazaru….

Wielki Bazar Kolejowy wywarł na mnie duże wrażenie, a to ostatnio zdarza się bardzo rzadko. Theroux udało się stworzyć nieuchwytny klimat dawnych podróży. Napisał powieść, która operuje pełną gamą emocji, która nie narzuca nachalnego morału, a jednak wiele ma morałów do zaoferowania.