piątek, 7 maja 2010

Recenzja. Shriek: Posłowie


Shriek: Posłowie. Nareszcie. Zabierałem się do lektury niemal tyle razy, ile bohaterka książki do napisania swojego dzieła, chociaż moje nieudane próby były podyktowane zupełnie innymi – czasowymi - względami. Jak jest więc najnowsza (na naszym rynku) powieść Jeffa VanderMeera? Podobna do Miasta Szaleńców i Świętych? Inna?

I taka, i taka. VanderMeer świetnie czuje się w narracji w formie dokumentu, co pokazał nam już wcześniej, i tego stylu nie zamierza porzucać dla Shrieka… . Fabułę poznajemy z zapisków Janice Shriek, zapisków, które mają posłużyć za komentarz do fikcyjnej publikacji ze świata książki, „Hoegbottońskiego przewodnika po wczesnej historii Ambergris” (tekstu znanego z Miasta Szaleńców i Świętych). Szybko okazuje się, że narracja będzie prowadzona na dwa głosy, bowiem bohater, którego dotyczy posłowie, okazuje się redaktorem manuskryptu i przyprawia go tu i ówdzie swoimi komentarzami. Już się zgubiliście? W takim razie wzmianka o listach, cytatach z dzienników i innych publikacji wzbogacających tekst może tylko bardziej zamieszać i zagmatwać obraz, ale taki właśnie jest Shriek… - zawiły.

Styl VanderMeera wciąż pozostaje barokowy – obfity, rzęsisty, bogaty w wyszukane epitety, poprzetykany pomysłowymi, wielopoziomowymi metaforami, pełen przepychu, przyprószonego patyną splendoru. Bywa melancholijny, a kiedy trzeba dosadny, idealnie nadaje się do snucia właśnie tej opowieści, nostalgicznej, odrobinę gorzkiej. Jedyne, na co można narzekać – chociaż trudno mieć to za złe, bo wydaje się zabiegiem zamierzonym – to tempo akcji, a właściwie jego brak. We wstępie wspomniałem, że Janice rozpoczyna swoją historię wiele razy i tak jest w rzeczywistości, losy bohaterów poznajemy powoli, często achronologicznie, narrator wielokrotnie gubi się w dygresjach albo brnie w incydentalne wątki poboczne. To nie są wady, takie zabiegi nadają opowieści charakter biograficzny (autobiograficzny?) i uwiarygodniają postacie, ale sprawiają, że wydarzenia rozwijają się powoli, ślimaczo powoli, a to z kolei oznacza, że Shriek… nie jest dla wszystkich. VanderMeer zabiera czytelnika na leniwy rejs wycieczkowym promem i nalega, abyśmy cieszyli się widokami – i chwilą.

Zresztą, czytelnik nastawiający się na pełne napięcia sceny walki, dramatyczne zwroty akcji, pościgi, strzelaniny, sromotnie się zawiedzie (ale z drugiej strony, jaki czytelnik spodziewałby się tego po VanderMeerze?). Shriek: Posłowie jest powieścią bardziej intymną, na plan pierwszy wysuwa się dramat ludzki, miasto i jego dzieje znajdują się niejako w tle, a może, parafrazując głównego bohatera, mamy tu do czynienia z jakąś symbiozą, odzwierciedleniem, historią, która naśladuje historyka, albo historykiem, który odgrywa bieg historii.

Dla mnie Shriek: Posłowie to przede wszystkim opowieść o miłości – ale takiej jaka zdarza się naprawdę, na naszą miarę – a także, przewortnie, o rynku wydawniczym i doli pisarza. Fragmenty odnoszące się do tego ostatniego przywołują na moje usta uśmiech, bo mam dziwne przeczucie, że jest w nich więcej z życiorysu VanderMeera, niż głównego bohatera. Wielokrotnie miałem wrażenie, jakby autor puszczał do mnie oko, a granica pomiędzy fikcją, a rzeczywistością na moment się zacierała. Właśnie tym jest dla mnie new wierd, czymś więcej, niż gatunkową etykietką, jakąś nową, niepowtarzalną wartością.

Jest takie powiedzenie, że kiedy pisarz nie ma pomysłu na książkę, pisze o pisarzu piszącym książkę. VanderMeer raz jeszcze pokazał, że potrafi się bawić literackimi toposami i nawet z tak ogranego zabiegu wyczarować coś wyjątkowe. Polecam – ale tylko tym, którzy lubią spacerować.

1 komentarz:

  1. A nie masz wrażenia, że jakby wyczyścić książkę z niepotrzebnych nic nie wnoszących dygresji Janice o niej samej, w końcu Posłowie miało być o bracie, to książka miała by 150 stron najwyżej? I czy rzeczywiście ta książka była o PRAWDZIWEJ miłości, jeśli na koniec i tak wyszło, że Duncan tak naprawde potrzebował tylko kogoś kto dzieliłby z nim i rozumiał jego szaleństwo? Przecież gdyby to była prawdziwa miłość, to on by od niej nie wymagał na siłę zrozumienia, a ona by go kochała pomimo wszystkiego?

    OdpowiedzUsuń