wtorek, 12 października 2010

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych, część 11


[Poniżej znajdują się spoilery do książek z cyklu Malazańskiej Księgi Poległych]

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych trwa. Przypominam: w tym cyklu przywołuję treść poszczególnych rozdziałów sagi Stevena Eriksona, wdając się czasem w analizę lub interesujące dygresje. Oczywiście, moje posty są tylko cieniem rzucanym przez właściwy re-read, odbywający się na stronie wydawnictwa Tor. Osoby chcące pogłębić znajomość Malazańskiej Księgi Poległych kieruję tutaj.

Rozdział 20 otwiera ostatnią księgę Ogrodów Księżyca (czuję, że od natłoku szczegółów te wpisy będą się wydłużać i wydłużać). Splotem wątków okazuje się feta u lady Simtal, pojawią się tam wszyscy znaczący gracze… ale nie wyprzedzajmy faktów. Otwiera scena z udziałem Murilla i Rallicka Noma. Dandys obawia się, że jego przyjaciel stracił zbyt dużo krwi, aby podołać zadaniu (zabiciu Turbana Orra). Kiedy się rozstają, ten pierwszy wpada na Kruppe’ego. Grubasek akurat niósł im maski na przyjęcie. Murillo ujawnia, że odkrył jego podwójną tożsamość, ale nie cieszy się tą wiedzą długo, bo Kruppe po prostu usuwa mu te wspomnienia. Powoli objawia nam się prawdziwa moc Węgorza/Kruppe’ego.

Z powyższej sceny warto jeszcze zapamiętać historię o starożytnym czasomierzu, stworzonym dla Darudżystanu przez niejakiego Icariuma – Erikson lubi wrzucać takie nic nie znaczące wzmianki, które w późniejszych tomach urosną do miary wątków głównych. Opowieść o jhagu i jego towarzyszu, Trellu Mappo, to właśnie jedna z nich.

Postać pół-Jaghuta przewija się też w następnej scenie. Baruk odradza Rake’owi wizytę na fecie (być może obawia się konsekwencji dla Darudżystanu, o których wspominał Caladan Brood), a władca Odprysku Księżyca poznaje nazwę zbliżającego się nowego roku – Rok Łez Księżyca. To ważne, bo nazwa ta pochodzi z kalendarza/zegara, o którym mowa w poprzednim akapicie. Rake przyznaje, że 800 lat wcześniej spotkał Icariuma, po raz kolejny przypominając, jak bardzo jest stary, starożytny.

Mammot (członek Koterii T’orrud i wujek Crokusa) wreszcie budzi się ze swojego snu/transu/podróży do kurhanu tyrana. Wydaje się wypoczęty, pogodny, ale wzbudza pewien niepokój Rake’a. Władca Odprysku Księżyca upewnia się, że Wielki Kapłan D’riss pojawi się na fecie i odchodzi.

W mieście pojawia się Lorn. W Szynku „U Quipa” spotyka się z częścią Podpalaczy Mostów, między innymi ze Skrzypkiem i Płotem, którzy grają w karty… Talią Smoków. Nie przeprowadzę wyczerpującej analizy wylosowanych układów ani znaczenia poszczególnych kart, ale zaznaczę, że to u Eriksona częsty motyw. Figury Talii zmieniają się pod wpływem okoliczności, dlatego „stawianie Talii Smoków” to świetny sposób na grę z czytelnikiem. Czasem będzie można z nich odczytać zapowiedź przyszłych wydarzeń, czasem rozwiązać zaszłą zagadkę. Nie inaczej jest tym razem.

Sójeczka melduje przybocznej, że miasto zostało podminowane i oddaje się pod jej rozkazy. Lorn nie wierzy, jakoby na Podpalaczy Mostów polowali Tiste Andii Rake’a, przeczuwa również, że Żal wciąż żyje (przyboczna ściga ją od trzech lat). Scena z malazańskimi żołnierzami daje nam też przedsmak enigmatyczności Eriksona – enigmatyczności, której czasem, niestety, nadużywa. Dowiadujemy się, że Kalam niecierpliwi się przed swoją misją, a Biegunek wykonał swoją, natomiast Lorn zostawiła coś dla Parana. Jaką misję? A ta druga? Jaki pakunek? Generalnie to dobry chwyt podnoszący napięcie, coś a’la niedopowiedzenia w filmie o napadzie na bank, ale jak już wspomniałem, Erikson ich nadużywa. Stanie się to pewnym problemem, bo nawet najwytrwalsi czytelnicy zapomną na przestrzeni dziesięciu tomów o wielu nierozwiązanych tajemnicach i ostatecznie konkluzja wielu z takich wątków, chociażby błyskotliwa, nie odniesie tak dużego efektu, jaki był zamierzony.

Apsalar (Żal) i Crokus czekają w Dzwonnicy K’rula (w Ogrodach Księżyca Erikson upodobał sobie szczególnie imiona z pojedynczym apostrofem; zawsze mnie ciekawiło, czy powinno się to czytać Krul czy też Ka-rul). Oboje zdają sobie sprawę, że walka o duszę dziewczyny jeszcze nie została wygrana (druga osobowość wciąż gdzieś tam jest). Serrat podejmuje kolejną próbę zgładzenia powiernika monety, ale znów zostaje powstrzymana. Tym razem tajemniczy napastnik ostrzega ją, by zostawiła Crokusa w spokoju. „Pozdrowienia od księcia” – to z pewnością odnosi się do księcia K’azza D’avore’a (mówiłem coś o apostrofach?), którego poznamy dopiero… sześć książek później, na kartach Powrotu Karmazynowej Gwardii.

Budzi się jaghucki tyran.

Poznajemy odrobinę jego historii – drogę do władzy, zniewolenie Imassów (nadal śmiertelnych!) i walkę z innymi Jaghutami, którzy go w końcu uwięzili. Raest (bo tak nazywa się ów tyran) wyrusza po swój Finnest, dokładnie tak, jak spodziewali się tego Lorn i Tool. Na równinach na jego spotkanie wylatuje pięć smoków (pamiętacie te sylwetki opuszczające Odprysk Księżyca w poprzednim rozdziale?), w tym czerwonoskrzydła Silanah, smok czystej krwi Tiam (co implikuje, że pozostałe takimi nie są; w istocie, to jednopochwyceni Tiste Andii). Jak można przypuszczać, dochodzi do starcia. Bitwa jest bardzo gwałtowna i toczy się na olbrzymią skalę – Reast uderza w samą Pożogę (boginię, która śpi wewnątrz ziemi; więcej na ten temat we Wspomnieniu Lodu) , powoduje wypiętrzenie wzgórz i powstanie wulkanu. Dokładnie tak, wulkanu.

Jedziemy z rozdziałem 21.

Lorn „zasadza” Finnest w ogrodzie. Zdaje sobie sprawę, jakie nieszczęście zamierza sprowadzić na miasto i ta świadomość powoli ją niszczy. Przyboczna zbiera się do wykonania ostatniego czynu – zabicia powiernika monety i Żal.

Crokus i Apsalar zdążają na fetę. Podpalacze Mostów, pod przykrywką wynajętych strażników, zdążają na fetę. Kalam i Paran rozważają zabójstwo przybocznej, po raz ostatni wysyłają wiadomość Gildii Skrytobójców i zdążają na fetę. Baruk i Rake zmierzają na fetę. Wspomniałem już, że feta to węzeł, w którym łączą się wszystkie wątki? Erikson będzie korzystał z tego zabiegu wielokrotnie (nazywając je konwergencjami), koncentrując się na jednym lub dwóch takich splotach na tom sagi.

Szybki Ben uświadamia sobie, że tyran wyrwał się z więzienia – i wygrywa walkę, którą prowadzi na wzgórzach. Baruk odnosi to samo wrażenie, ale nie potrafi nie podziwiać magicznego spektaklu, który rozgrywa się za murami miasta.

Na przyjęciu, Baruk i Rake poznają gospodarzy, lady Simtal i Turbana Orra (co dziwne, Orr nie rozpoznaje Rake’a, a przecież postać tego kalibru powinna być znana wszem i wobec; Gotism?), dołącza do nich Kruppe. Krótka wymiana zdań, która potem następuje, jest jednocześnie zabawna i pełna informacji: Baruk, podobnie jak wcześniej Murillo, demaskuje Kruppe’ego/Węgorza, a ten odpłaca się, zdradzając, że Rake to jednopochwycony smok.

W tym samym czasie Turban Orr rozpoznaje Niszczyciela Kręgu (tak, on również tu jest), ale zanim zdąży do niego podejść, zaczepi go Rallick Nom i sprowokuje pojedynek. Wciąż w tym samym czasie, w sypialni pani domu Murillo uwodzi lady Simtal. Z powrotem na przyjęciu, Rake zgłasza się na sekundanta Rallicka. Pojawia się Mammot (w masce Jaghuta, hint, hint).

Szybki Ben mówi Sójeczce, że magiczna bitwa, która rozgrywa się za murami miasta, sieje chaos wśród magów. W razie czego czarodziej nie będzie mógł korzystać z Grot, bowiem tyran mógłby go dzięki nim zlokalizować.

Crokus zostawia Apsalar w ogrodzie, a sam zakrada się na fetę, szuka Challice i jest świadkiem pojedynku. Rallick Nom bez żadnych problemów radzi sobie z Turbanem Orrem. Kiedy rajca pada martwy, zabójca kieruje swoje kroki do sypialni lady Simtal. Wreszcie zemsta się dopełnia. Orr nie żyje, Collowi zostaną przywrócone dawne status i pozycja. Obaj mężczyźni opuszczają pokój, ale Murillo zostawia kobiecie sztylet, mając pełną świadomość, że zrozpaczona popełni samobójstwo. Nie jest mu z tą myślą szczególnie przyjemnie.

Na przyjęciu, Crokus porywa Challice, a Niszczyciel Kręgu, otrzymawszy sowitą odprawę od Węgorza, odchodzi szczęśliwy – jego służba dobiegła końca. Tymczasem na horyzoncie magiczna bitwa jest bliżej i bliżej…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz