poniedziałek, 22 listopada 2010

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych, część 13


[Poniżej znajdują się spoilery do książek z cyklu Malazańskiej Księgi Poległych]

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych trwa. Przypominam: w tym cyklu przywołuję treść poszczególnych rozdziałów sagi Stevena Eriksona, wdając się czasem w analizę lub interesujące dygresje. Oczywiście, moje posty są tylko cieniem rzucanym przez właściwy re-read, odbywający się na stronie wydawnictwa Tor. Osoby chcące pogłębić znajomość Malazańskiej Księgi Poległych kieruję tutaj.

I tak oto dotarliśmy do ostatniego wpisu o Ogrodach Księżyca. Zajęło to dłużej, niż zakładałem, ale z drugiej doszło mi sporo obowiązków i od jakiegoś czasu traktuję każdy post jak sukces w walce z czasem. Ale do meritum:

Crokus przybywa do posiadłości Baruka, ale nie postąpi ani kroku dalej – domostwo wielkiego alchemika otacza magiczna osłona. Zanim zrobi coś więcej, o ziemię rozbija się demoniczny władca Galayn pod postacią smoka, zaraz po nim przybywa Rake. Demon składa Rake’owi propozycję – Cesarzowa daruje mu życie, jeśli się do niej przyłączy. Władca Odprysku Księżyca odmawia – oczywiście – i w krótkiej walce powala władcę Galayn. Przez wybitą w murze dziurę, Crokus przedostaje się do domostwa Baruka.

Wewnątrz rozgrywa się inna walka – Vorcan zabija po kolei magów z Koterii T’orrud. Serrat próbuje ją powstrzymać i płaci za tę próbę życiem. Skrytobójczyni rani Derudan i zamierza się na Baruka, ale pojawia się Crokus… i ogłusza Vorcan dwoma cegłówkami. Ehe, cegłówkami. Powiem szczerze, że nie jest to szczególnie przejmująca scena, zwłaszcza, że chwilę później zwalają się nam na głowę wyświechtane cliché – Baruk akurat posiada odtrutkę na rzadką truciznę, którą Vorcan zaaplikowała Derudan, a sama skrytobójczyni po cichu ulatnia się z miejsca zdarzenia (czemu chociażby nie atakuje ponownie?).

Sójeczka kontaktuje się z Dujekiem za pośrednictwem kościanego artefaktu K’chain Che’malle (urządzenie to pojawi się tutaj po raz ostatni; z tego, co pamiętam, w dalszych tomach jest zagadkowo nieobecne), zdaje relację z nieudanej misji Lorn. Dujek ze swojej strony dzieli się swoimi obawami: rychłą stratą Pale i rebelią w Siedmiu Miastach. Cesarzowa wyjęła Dujeka spod prawa (w Imperium czeka go jedynie egzekucja), teraz stary dowódca zastanawia się, czy będzie musiał walczyć z siłami Caladana Brooda i Kallora, czy też nie połączą sił przeciwko Panniońskiemu Jasnowidzowi.

Dujek awansuje Sójeczkę na swojego zastępcę, a dowództwo Podpalaczy Mostów przypada Paranowi. Skrzypek i Kalam zamierzają odwieźć Apsalar do jej ojczyzny, Itko Kan.

Azath urosło już do pełnych rozmiarów: wygląda jak dom, wokół którego usypano mogilne kopce. Pojawia się ranna Vorcan, ścigają ją Tiste Andii (i gdzież oni się ukrywali po śmierci Serrat i przybyciu Crokusa?). Rallick Nom zabiera ją do wnętrza Azath. Ten zabieg, „zamrażanie” bohaterów w czasie i jakby odkładanie ich na półkę, dopóki nie będą potrzebni, nie przypadł mi do gustu, przede wszystkim dlatego, że nie wnosi nic do fabuły.

Korlat, dowódca Tiste Andii podążających za Vorcan, rozważa zniszczenie Azath – jej pan, Anomander Rake z pewnością podołałby temu zadaniu – ale ostatecznie decyduje się go nie wzywać.

Kruppe, Murillo i Crokus obserwują odlatujący Odprysk Księżyca. W innej części miasta to samo robią Młotek i Sójeczka. Noga tego drugiego wciąż się dobrze nie zagoiła (hint, hint). Paran, z otataralowym mieczem przytroczonym do pasa (mieczem, o którym Erikson później zapomniał), przemierza ulice. Przysięga, że odnajdzie nową Tattersail, kiedy tylko poradzą sobie z Panniońskim Jasnowidzem.

Crokus przyłącza się do Kalama, Skrzypka i Apsalar płynących do Unty. Wreszcie wyrzuca monetę Oponn do wody. Z brzegu przygląda się im Niszczyciel Kręgu.

Podsumowanie: I to by było na tyle. Czy mój odbiór Ogrodów Księżyca zmienił się po latach? I tak, i nie. Książka wydawała mi się wtedy strasznie skomplikowana, zagmatwana, teraz, mając wiedzę wydobytą z późniejszych tomów, zupełnie tego nie odczułem (Bill z oficjalnego wielkiego czytania podziela zresztą to odczucie), czytało mi się zdecydowanie lepiej, potrafiłem docenić więcej zabiegów literackich i pracy włożonej w kreowanie tak złożonego świata.

Z drugiej strony… raziły mnie rzeczy, do których wcześniej nie miałem zastrzeżeń. Przeżytki z fantasy lat 80tych, jak gildie skrytobójców, słabo zarysowane charakterologicznie postacie, czysto rpgowe wtręty i kręcenie się fabuły bez celu (vide wycieczka kompanii spod Feniksa na wzgórza Gadrobi). Niemniej, książka dalej mi się podoba, dalej robi wrażenie. Sześć lat później, na rynku wciąż nie ma książki, która chociażby zbliżała się do rozmachu Malazańskiej Księgi Poległych.

3 komentarze:

  1. Haha, długo trzeba było czekać ;)
    Ale warto. Świetna robota z Ogrodami
    Planujesz tę serię wpisów kontynuować z Bramami?
    Inglorion

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie zacząłem Bramy, odświeżywszy sobie Ogrody dzięki twoim notkom i tym na stronie wydawnictwa. Nie dość, że przypomniałem sobie fabułę, to odkryłem parę nowych rzeczy, które zupełnie mi umknęły przy pierwszym czytaniu. Bramę zakupiłem w oryginale i po kilku rozdziałach mogę stwierdzić, że był to strzał w dziesiątkę. W każdym razie jeżeli zdecydujesz się pociągnąć ten re-read z drugim tomem, to możesz liczyć na mój udział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Dzięki za komentarze. Tak, jeśli powiedziało się 'a', to trzeba powiedzieć 'b', więc będą również Bramy Domu Umarłych - ale najpierw, za oficjalnym czytaniem, przypomnę sobie Noc noży. Esslemont nie zrobił na mnie co prawda wrażenia żadną ze swoich książek, ale z drugiej strony jego bohaterowie przeciekają do głównego cyklu (czytając Łowców Kości nie miałem pojęcia kim są ci ludzie w Malazie), więc chyba warto.

    OdpowiedzUsuń