poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Flamandzkie dojarki krów

Kolejny obiecany "przedruk" mojego felietonu z Rebel Timesa. Miłej lektury!

Ustawiasz swoje żetony dojarek na wolnych miejscach w dostępnych oborach. Co turę do gry wchodzą coraz lepsze krowy (lepsze w sensie stosunku „siły dojenia” dojarek do kanek mleka), a co 5 tur z Antwerpii przybywa wysłannik księcia Flandrii i przyznaje premie za zestawy jednokolorowych krów. Czy masz w sobie to coś, żeby zostać najlepszą dojarką Regionu Flamandzkiego?

To temat, który od dawna chciałem poruszyć. Flamandzkie dojarki. Albo niemieccy listonosze ery Bismarcka. Albo hodowcy koni w XVI-wiecznych Włoszech lub budowniczowie sieci telegraficznych na Dzikim Zachodzie.

Niektóre gry uważa się za suchary nadające się jedynie do maczania w herbacie, inne nurzają się w fabularnej otoczce niczym owoce w gorącym czekoladowym fondue (czujecie, że jestem głodny?). Nie raz słyszałem, że ta czy owa gra ma tematykę doklejoną po fakcie, a inna znowuż bardzo wiernie oddaje mechaniką realia (?) settingu. To zupełne nieporozumienie. Fabuła większości gier w mniejszym lub większym stopniu ulega zmianie (może lepszym słowem byłoby „dopasowaniu”) po fakcie. Nie czarujcie się – zazwyczaj ze względów marketingowych. Może ludzi bardziej interesują Niemcy, a nie Flandria? Może w tym roku w podmiejskiej wsi w Hiszpanii doszło do nieprzyjemnego incydentu z udziałem dojarki, pary kastanietów i francuskiego turysty, przez co dojarki stały się z dnia na dzień faux pas? Trzeba je zamienić na golarzy owiec? No problem.

Myślicie, że Wasza ulubiona gra przygodowa, skomplikowanie oddająca mechanicznie problemy udźwigu, głodu, zmęczenia i zmagań ze zmutowanymi psami, musiałaby być o zombie? Czy byłaby mniej „wiarygodna”, gdyby zamiast apokalipsy zombie tłem był bunt maszyn? Albo powstanie Mahdiego? Wszystko to kwestia umowności. To takie klocki Lego: każdy element pasuje do każdego innego elementu.

Chcecie więcej przykładów? Służę uniżenie: Agricola i Koszmar w Arkham. Pierwsza to eurogra o sadzeniu marchewek i trzymaniu trzody chlewnej w domu (ale tylko jednego osobnika!), druga to przygodówka o zmaganiach grupy śmiałków z bluźnierczymi bóstwami spoza czasu i przestrzeni™ w małym amerykańskim miasteczku w latach 20. XX wieku Naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żeby te tematyki zamienić. W Agricoli rozbudowywalibyście pracownię grupy Badaczy (dom), wysyłali ich na różne misje (wysłanie członków rodziny do pracy), zbierali wskazówki, zakazane księgi i starożytne artefakty (faza zbiorów) i okupywali zmagania z Przedwiecznymi utratą poczytalności (żywienie rodziny). Zamiast umieszczać trzodę w zagrodach, zakopywalibyście pokonane potwory na cmentarzu za miastem. Serio, to naprawdę jest takie proste.

Chodzi o opanowanie sztuki przekazywania treści. Odnajdywania realnych logicznych związków i dopasowywania ich do powiązań pomiędzy elementami gry. Jeśli twórca jest dobrym bajarzem, sprzeda Wam nawet najbardziej abstrakcyjne mechaniki – spójrzcie tylko na niektóre z dziwacznych zasad z Władców Podziemi. I tyle. Mam nadzieję, że od teraz za każdym razem, kiedy zobaczycie flamandzką dojarkę krów, zdacie sobie sprawę, że równie dobrze mógł być to opasły niemiecki golarz owiec.

Nie zgadzasz się z moim zdaniem? Gadam głupoty? Napisz do mnie i podziel się swoją opinią: bialyatrament@gmail.com.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz