środa, 17 lutego 2010

Recenzja? Miasto Szaleńców i Świętych


Miałem plan skończyć i zrecenzować Miasto Szaleńców i Świętych Jeffa VanderMeera w weekend. Tak było. Słowo. Co więcej, w trakcie lektury zaobserwowałem u siebie dosyć osobliwe ciągoty, pomysły na uatrakcyjnienie tego wpisu, rodzącego się już wtedy w mojej głowie niczym motyl z kokonu, czyli nie do końca bezboleśnie, ale za to z jakim porażającym i długotrwałym (a także, co już mniej ważne, kolorowym i trzepoczącym) skutkiem. Niewiele się nad tym zastanawiając, zarzuciłem na siebie palto i wybrałem się nad bulwar Albumuth, do znanej i cieszącej się niemal uniwersalną renomą Księgarni Borgesa. Długo nie mogłem się zdecydować, co bardziej mi się przyda: Heogbottoński przewodnik po fikcyjnych miastach, awangardowych pisarzach i eksperymentach formalnych czy New weird i ja: krótki, a zwięzły rys historii człowieka spisującego historię Ambergris, miasta nazwanego tak na cześć najbardziej tajemniczej części wieloryba (uważanej za morską odmianę grzyba, aczkolwiek nim nie będącą).

Ostatecznie nie dane było mi wybrać, zostałem bowiem bezceremonialnie potrącony, wytrącony, obrócony i zagadnięty (wszystko na jednym oddechu) przez mężczyznę, który miał mi się później przedstawić (chociaż teraz nie pomnę kiedy) jako Iks. Iks zauważył moją wcześniejszą rozterkę i postanowił mnie wybawić tymi o to słowami (przywołuję z pamięci): „wszystko, co musisz wiedzieć o Ambergris, masz już w tamtym opasłym tomiszczu”. Mówił o moim egzemplarzu Miasta… wciśniętym niezręcznie w zbyt małą kieszeń palta. Wszystko? Opowieści wylewały się ze stronic książki jak przepełnione deszczówką rynsztoki po wyjątkowo długiej ulewie (wiecie jak), nie raz i nie dwa powziąłem wątpliwość, gdzie kończy się jedno opowiadanie, a zaczyna drugie, tajemnice pozostały tajemnicami (co też się stało z tymi wszystkimi ludźmi podczas Ciszy?), zresztą żaden narrator nie był wiarygodny, to skąd miałem wiedzieć czy coś się stało, czy się nie stało?

Czytaj między wierszami, zasugerował Iks. Czytałem! Spędziłem nawet pół wieczora odszyfrowując zakodowany fragment, ten ze strony… nie wiem której, bo numeracja stron się zmienia. Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mam bladego pojęcia, ile ta książka ma stron. Sześćset? Siedemset? A może to sobie wyśniłem? Może, skonstatował Iks, byłeś na Festiwalu Słodkowodnych Kałamarnic? A co to ma do rzeczy? Byłem. Płynąłem w dół i w górę rzeki Moth, odwiedziłem Galerię Ukrytych Fascynacji, zawitałem nawet do Szpitala Psychiatrycznego Vossa Bendera (nie chcę o tym mówić). Nozdrza drażnił mi przytłaczający zapach rzecznego mułu i kapryfolium. W uszach rozbrzmiewały arie Vossa Bendera. Przed oczami prześlizgiwały mi się genialne, fantasmagoryczne obrazy Martina Lake’a. Miasto żyje, szepnął Iks. Żyje, przytaknąłem. I czuję, że podąża za mną swym wzrokiem. Poznałem je z tak wielu różnych punktów widzenia, czytałem książki historyczne, biografie, monografie, sztuki teatralne, listy, opowiadania – nawet bibliografia starała mi się opowiedzieć jakąś historię!

A spotkani ludzie, dopytywał się Iks, nie byli wiarygodni? Byli szaleni! Wszyscy, co do jednego, od początku do końca! Próbowali mnie nabrać, ale ja wiedziałem, bo wszystko zaczynało się już w rodzinnych domach. Taki leitmotiv? Właśnie tak. Jak te kałamarnice i te grzyby, i szare kapelusze, i, i… Wziąłem głęboki oddech. Iksa już nie było. Może w ogóle go tam nie było. Pospiesznie opuściłem księgarnię, a potem wróciłem do siebie, żeby to wszystko spisać. Zasiadłem wygodnie do maszyny do pisania, ale kiedy zabrałem się do pracy, okazało się, że piszę na klawiaturze, a dziś jest środa. Powiem wam w zaufaniu, że to było przerażające uczucie. Szybko wstukałem, co mi przyszło do głowy, wrzuciłem na bloga i….

DISCLAIMER: Ta eksperymentalna forma nie stanie się regułą. Została przyjęta wyjątkowo dla wyjątkowej książki. Miasto Szaleńców i Świętych Jeffa VanderMeera pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie (i zapach kapryfolium). Z niecierpliwością czekam na Shriek: Posłowie, kolejną opowieść ze świata Ambergris, która ukaże się nakładem Wydawnictwa Mag w marcu tego roku.

2 komentarze:

  1. No to ja pędzę do księgarni!
    Forma tekstu pierwsza klasa!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pędź, pędź. Widziałem, że u siebie na Mechanicznym człowieku wypowiadałeś się ciepło o Finchu, który mam nadzieję pojawi się u nas szybciej po Shrieku, niż Shriek po Mieście...

    OdpowiedzUsuń