piątek, 9 lipca 2010

Recenzja. Himalaje


Po długiej przerwie i zupełnie niefantastycznie. Większość czytelników, jeśli w ogóle słyszała o Michaelu Palinie, będzie go kojarzyć z jego pracą nad skądinąd wyśmienitym Latającym Cyrkiem Monthy Pythona. Z jednej strony bardzo słusznie, bo twórczość tej grupy brytyjskich komików to kulturowy ewenement, z drugiej to trochę niesprawiedliwe, bo jej rozpad miał miejsce w latach siedemdziesiątych (nie liczę reunionów w postaci kinowych filmów), a każdy z pythonowców kontynuował swoją karierę w innym, czasem niespodziewanym kierunku. I chyba najciekawszą z tych post-Pythonowich ścieżek życia obrał właśnie Michael Palin – został m.in. podróżnikiem, dziś pisze książki i kręci programy telewizyjne dla BBC.

Himalaje to właśnie jedna z jego książek podróżniczych – zgadnijcie, jaki region opisuje – zapis prawie półrocznej eskapady przez dziewięć rejonów (siedem państw) u stóp i w cieniu Dachu Świata. Szybko zaznaczę, że ta wyprawa została również sfilmowana (powstał serial o tym samym tytule) - to dla tych, którzy mają więcej czasu i mogą przysiąść na kilka godzin przed telewizorem - jak również wydawana w formie audiobooka, czytanego przez samego Palina – to akurat dla tych, którzy znają dostatecznie dobrze język angielski.

Recenzując książkę podróżniczą staję przed osobliwym problemem, bo nie sposób mi ocenić jej trafności ani prawidłowości, czy też zweryfikować większość zawartych w niej faktów, muszę więc niejako zawierzyć narratorowi, że to, o czym opowiada, jest takim, jakim to opisuje, a wydarzenia potoczyły się tak, a nie inaczej. Na szczęście Michael Palin jest w tej roli wiarygodny. Czytelnikowi jawi się jako szczery, prostolinijny gawędziarz, kiedy trzeba nie szczędzi słowa krytyki, nie sili się też na wymuszony humor – częsty grzech narratorów, chcących przypodobać się swojemu audytorium – jest pogodny, czasem zabawny, czasem refleksyjny. Jedyne, co mógłbym mu zarzucić, to prześwitujący tu i ówdzie patos, ale wyobrażam sobie, że w obliczu najwyższych gór świata, ja również czułbym uniesienie i respekt, więc może ta wzniosłość jest najlepszym świadectwem potęgi Himalajów.

Palin opisuje mijane krainy przekrojowo i nie stara się o zachowanie jakiejkolwiek systematyczności. Raz skupi się na miejscowym sporcie, innym razem na faunie, warunkach życia, życiu religijnym czy politycznym, na lokalnym show-biznesie kończąc. Takie podejście ma swoje wady i zalety. Opowieść snuta w ten sposób jest bardzo zajmująca, interesująca, posiada spójną, chronologiczną konstrukcję wewnętrzną, nagradza czytelnika poczuciem progresji, wędrówki. Jednocześnie wiedza, którą otrzymujemy, jest fragmentaryczna – to bardziej pocztówka lub właśnie film z podróży, niż próba szczegółowego opisania tamtych regionów, bliżej jej do dawnych pamiętników podróżników, niż pracy dydaktycznej - Himalaje nie posłużą nikomu za przewodnik turystyczny, ale w wielu na pewno rozbudzą apetyt na orientalną wyprawę.

Zupełnie incydentalnie książka Palina porusza ważny, zwłaszcza dla regionów rozwijających się, problem globalizacji i dyfuzji kulturowej. Co i rusz stajemy w obliczu scenek, gdzie tradycyjne, zazwyczaj wiejskie życie jest zestawione z naporem obcej kultury (przede wszystkim Zachodu, ale również Chin i Indii), pasterze jaków chadzają w najnowszych parach sportowych butów , buddyjskie klasztory stoją obok szkół im. Coca-coli (to nie jest żart), dawne zwyczaje koegzystują i mieszają się w kolorową, wciąż zmieniającą się tapiserię ze zdobyczami nowoczesności, przede wszystkim z często agresywnym konsumpcjonizmem. Nie sposób nie uśmiechnąć się po przeczytaniu fragmentu o schrystianizowanych łowcach głów, ale też nie można nie poczuć niepokoju na myśl o wykorzenianiu rdzennych kultur, zastępowanych homogenicznymi wzorami zachodniego świata.

Himalaje Michaela Palina opisują bardzo dynamiczny region świat. Przez sześć lat od ich napisania tamtejsza sytuacja mogła się już diametralnie zmienić (sytuacja w Pakistanie zmieniała się już wielokrotnie), ale to paradoksalnie czyni tę książkę jeszcze bardziej wartościową – jest jak zatopiony w bursztynie ruch, tym cenniejszy, że tak ulotny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz