piątek, 16 lipca 2010
Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych, część 2
Link do oryginalnego artykułu znajdziecie tutaj.
Uwaga: Wyłączyłem weryfikację OpenID bloga, bo otrzymałem sygnały, że utrudnia dostęp czytelników do opcji komentowania.
Witam ponownie w cyklu artykułów poświęconych zgłębianiu uniwersum Malazańskiej Księgi Poległych. Przypomnę (chociaż prawdę mówiąc, jeśli to pierwszy wpis z tej serii, z którym się zapoznajesz, czytelniku, zapraszam do posta poniżej), że zabawa polega na analizie kolejnych rozdziałów kolejnych tomów wchodzących w skład monstrualnej (przynajmniej objętościowo) sagi Stevena Eriksona i Iana Camerona Esslemonta. Przypomnę też, że opieram się na oryginalnym pomyśle Wydawnictwa Tor i bloggerów z FantasyLiterature.com.
Po tym przydługim wstępie czas przejść do sedna – rozdziałów 2 i 3 „Ogrodów Księżyca”. Dla mnie to właśnie w tym miejscu rozpoczęły się schody; wcześniej, być może, czułem się już odrobinę nie w swoim żywiole, ale teraz zostałem przytłoczony niezrozumiałymi nazwami, osobliwymi wydarzeniami i licznymi bohaterami. Może zacznę od początku: oblężenie Pale.
Do oblężenia Pale będziemy jeszcze wracać wielokrotnie, również w późniejszych tomach, ale w tej chwili poznajemy tylko ułamek historii, przebieg magicznego starcia pomiędzy magami kadrowymi imperium, a panem Odprysku Księżyca, który bronił miasta. Ostatecznie Pale zostaje zdobyte, ale straszliwym kosztem w ludziach. Kiedy czytałem ten fragment, walczyły we mnie dwie sprzeczne myśli: jestem zwolennikiem Hitchcockowskiej zasady, że opowieść „powinna się zacząć od trzęsienia ziemi, a potem napięcie powinno stale rosnąć”, nużą mnie książki, którym zajmuje sto stron wprowadzanie mnie w świat przed rozpoczęciem się właściwej akcji, ale jednocześnie trudno mi było zainwestować emocjonalnie w bohaterów. „Pale padło. Ceną był Zastęp Jednorękiego i czworo magów” (Ogrody Księżyca, str. 83). Tyle tylko, że wszystkich ich poznałem kilka stron wcześniej, ledwo pamiętałem ich imiona, a co tu mówić o zaangażowaniu.
Wiem, wiem, czepiam się. Finał oblężenia Pale (i konsekwencje jego upadku) został opisany bardzo wprawnie. Przejęcie władzy przez Malazańczyków jest przedstawione odpowiednio ponuro, „krwawa godzina Moranthów” jest stosownie groteskowa, słowem, cały ten ciąg scen narzuca mroczny ton reszcie książki. Oblężenie Pale służy wreszcie jako punkt odniesienia dla późniejszych imperialnych działań w Darudżystanie (Imperium jest bardzo elastyczne, jeśli idzie o metody podboju).
W tych pierwszych rozdziałach poznajemy również szereg bohaterów – i tu należą się Eriksonowi duże brawa – bowiem przedstawia ich w taki sposób, aby czytelnik nie wiedział, kto jest ważny, a kto nie. Kto przeżyje do ostatniej strony książki – a kto zginie w następnym rozdziale. Kapitan Paran, początkowo aspirujący do roli głównego protagonisty, okazuje się tylko jednym z wielu aktorów (i bardzo się z tego cieszę, bo moim zdaniem jest dość mdły i nieciekawy); rzucany przez imperialnych zwierzchników raz tu, raz tam, otrzymuje wreszcie przydział do Podpalaczy Mostów i, jeszcze w tym samym rozdziale, zostaje zabity (technicznie rzecz biorąc). Warto to sobie zapamiętać: w Malazańskiej Księdze Poległych bohaterowie mają zwyczaj powracać z martwych lub przechodzić znaczące metamorfozy – jest to zarówno dobrodziejstwo, jak i przekleństwo, ale nie będę się o tym w tej chwili rozwodził (inaczej nigdy nie skończę tego wpisu). Z nowo przedstawionych postaci szczególnie przypadł mi do gustu Loczek, odrobinę szalony mag, który po odniesieniu okaleczających ran (to niedopowiedzenie) zostaje przeniesiony w „ciało” małej laleczki.
Patrzę na licznik słów Worda i zdaję sobie sprawę, że odniosłem sromotną porażkę. Zbliżam się do narzuconego ograniczeniami czasowymi limitu, a nie poruszyłem nawet połowy istotnych kwestii. Nie wspomniałem o rozpaczy Bellurdana (tylko nie pytajcie, kim jest Bellurdan), o dalszych losach dotkniętej przez Kotyliona i Ammanasa (pary tajemniczych osobników z pierwszego rozdziału) córki rybaka ani o pojawieniu się Podpalaczy Mostów (a przecież ich rola w Malazańskiej Księdze Poległych jest niebagatelna). Chciałem opowiedzieć o licznych paralelach pomiędzy cyklem Eriksona i książkami Glena Cooka o Czarnej Kompanii, a także pochwalić sposób podawania informacji – tak różny od standardowych w książkach fantasy infodumpów (długich fragmentów, których celem jest wyjaśnienie czytelnikowi tego, co wszyscy bohaterowie powinni już doskonale wiedzieć, żyjąc w danym świecie). Tyle tylko, że tempus fugit itd. itp.
Jeśli z tych dwóch rozdziałów chciałbym wam przypomnieć jeszcze jedną rzecz, tylko jedną rzecz, to byłaby to mnogość spisków. Spisków w spiskach. Imperialni magowie obawiają się, że ich przełożony (Tayshrenn) knuje przeciwko nim, weterani czują, że Cesarzowa próbuje się ich pozbyć, Podpalacze Mostów podejrzewają Żal o najciemniejsze sprawki (Żal; córka rybaka? Nie wspomniałem, że nazywa się Żal? Że zaciągnęła się do wojska? Może nie tylko mnie przyda się ponowna lektura). Jednym słowem – „Ogrodom Księżyca” (i pozostałym książkom z serii) brak strukturalnej jednolitości – i od razu zaznaczam, że to zaleta, nie wada. Zarówno podział na role dobrych i złych, jak i ważność wątków będą się często zmieniać. Przyzwyczajcie się.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Doceniam pomysł pisania o malazańskiej sadze - ba, gorąco go popieram! - ale czy zamiast marnować akapit na wymienianie o czym by się chciało jeszcze napisać, nie lepiej po prostu o tym napisać? ;)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tego ograniczenia czasowego o którym piszesz - to jest Twój blog, więc masz miejsca ile chcesz - ktoś kto przebrnął przez tomy Eriksona przebrnie pewnikiem też przez dłuższe notki. Jeśli chodzi o to, ze masz mało czasu, to nie lepiej zamieścić wpis parę dni później, ale konkretniejszy? Na pewno takie artykuły byłyby jeszcze ciekawsze.
Pozdrawiam :)
Witam serdecznie.
OdpowiedzUsuńNa pewno jest dużo racji w tym, co mówisz, tematy, które sygnalizowałem, na pewno jeszcze poruszę. Kiedy pisałem o braku czasu miałem na myśli chroniczny brak czasu – pracę i inne zobowiązania. Staram się nie odkładać pisania postów, bo inaczej mogłoby się okazać, że odkładam je w nieskończoność.
W każdym razie postaram się zawierać więcej treści w każdym kolejnym wpisie i pisać o tym, o czym chcę pisać, a nie tylko pisać, że chciałbym o tym napisać ;)