czwartek, 23 września 2010

Recenzja. Pustka: Sny

Pustka: Sny Petera F. Hamiltona. Trudny orzech do zgryzienia. Zanim napisałem tę recenzję, zastanawiałem się długo, czy zacząć ją od początku, czy od końca, wreszcie, wiedząc, że nie będę w stanie utrzymać tajemnicy werdyktu do ostatniego akapitu, zrezygnowany postanowiłem wyłożyć kawę na ławę. Pustka: Sny okazała się książką nie dla mnie. To znaczy, było w niej wiele z tego, co w literaturze hard SF lubię, ale kiedy poskładałem te kawałki w całość, nie spodobał mi się tak zbudowany obrazek.

Pustka: Sny to historia zakrojona na szeroką – galaktyczną – skalę. W centrum Mlecznej Drogi znajduje się pustka. Kiedyś wierzono, że to super-czarna dziura, ale prawda jest zgoła inna: to sztuczny konstrukt, w którego wnętrzu mieści się inny świat. Miliardy ludzi, wyznawców Żywego Snu, pragną dołączyć do tej drugiej rzeczywistości poza horyzontem zdarzeń. Taka deklaracja wzbudza niepokój wielu frakcji postludzkiego rządu Wspólnoty i obcych ras, bowiem próba sforsowania pustki może się zakończyć wielkim pożeraniem – ekspansją, która zagrozi istnieniu Galaktyki.

Moim zdaniem to świetny pomysł, rozwijany powoli, ale konsekwentnie na przestrzeni powieści… która nie ma końca. Biorąc do ręki Pustkę: Sny, wiedziałem, że to pierwsza część planowanej trylogii, ale oczekiwałem jakiegoś rodzaju konkluzji. Hamilton mnoży wątki, ale praktycznie żadnego nie zamyka, a te, które udaje mu się doprowadzić do pewnych konkluzji, zawodzą. Nie ma zwrotów akcji, nie ma wypływających na światło dzienne tajemnic - te, jak przeczuwam, autor pozostawił sobie na ostatni tom – fabuła prze do przodu jak lodowiec (o tym za chwilę), tyle że nigdzie nie dociera. Zrozumiałbym, gdyby to polski wydawca podzielić oryginał na części, ale nie, to sam autor postanowił urwać książkę niejako w połowie.

Biorąc do ręki Pustkę: Sny, wiedziałem, że to pierwsza część planowanej trylogii, ale nie miałem pojęcia, że to kontynuacja innej historii. Dopiero pobieżne poszukiwania w Internecie pozwoliły mi ustalić, że to opowieść rozgrywająca się w świecie Wspólnoty, znanego polskim czytelnikom (ale nie mnie) z książek Gwiazda Pandory i Judasz wyzwolony, wydanych przez Zysk i S-ka. Początkowo było to dla mnie zaletą, „historyczne” tło nadawało światu wiarygodności, ale z czasem odwołania i odniesienia stawały się coraz częstsze, dłuższe i bardziej natrętne, na kartach książki zaczęły się pojawiać coraz liczniejsze postacie ze wspomnianej dylogii, spychając część oryginalnych bohaterów Pustki: Snów na bocznicę, a ja zacząłem tracić zainteresowanie. Czułem się troszkę oszukany, gdybym znalazł na okładce wzmiankę o przynależności książki do jakiejś serii, to albo sięgnąłbym po pierwszą pozycję z listy, albo nie sięgnąłbym po żadną.

Pustka: Sny lśni najjaśniej, kiedy zagłębia się w niuanse skonstruowanego przez Hamiltona uniwersum. Wizja przyszłości jest bardzo sugestywna, kolejne technologie i wynalazki intrygują, obraz społeczeństwa (z drobnym wyjątkiem, patrz poniżej) przekonuje. Nie przeszkadzają długie diatryby i dygresje, bo twory wyobraźni autora są tak fascynujące. Szkoda, że i tutaj serwuje się nam łyżkę dziegciu. Terminologia jest zbyt rozbudowana. Brak słowniczka wprawiał mnie przez pierwsze sto stron w stany głębokiej konsternacji i utrudniał lekturę. Później przekonałem sam siebie, że to z pewnością terminy wyjaśnione w poprzednich częściach z cyklu, ale nie: Hamiltonowi zdarza się mimochodem tłumaczyć pewne fundamentalne dla konstrukcji świata rzeczy dwieście, trzysta, czterysta stron od momentu ich pojawienia się.

Na korzyść Pustki: Snów nie przemawia również tempo akcji. Powyżej porównałem fabułę do lodowca i było to porównanie jak najbardziej celowe. Przy dziele Hamiltona Fundacja Asimova to wciągający thriller. Narracja przeskakuje od postaci do postaci, zazwyczaj, kiedy sprawy nabierają rozpędu, zmieniamy punkt widzenia. Nie widzę w tym nic złego, nauczyłem się już tego oczekiwać od hard SF, tylko że… tylko że w tym wypadku te dłużyzny są nieuzasadnione. Mniej więcej jedna trzecia książki została poświęcona na wątek oderwany od wszystkich innych (to w zasadzie opowieść fantasy o dorastaniu), wątek, który praktycznie nie łączy się z główną osią fabularną. Być może ten ostatni zarzut jest niesprawiedliwy i czysto subiektywny – nie lubię, kiedy w jednej książce prowadzone są dwie niezwiązane ze sobą historie i nie przekonuje mnie wyjaśnienie, że ich połączenia doczekam się w następnym tomie.

I wreszcie ostatni winowajca: seks. Sygnalizowałem już moje rozterki z lektury we wcześniejszym poście i niestety wątpliwości, co do twórczości pisarzy SF, nie zostały rozwiane. Seks w Pustce: Snach wydaje się wymuszony. Pretensjonalny i nie na miejscu. Nic nie wnosi, jest zaprezentowany płytko i powierzchownie, bez społecznego kontekstu, ma szokować lub bawić, nie wiem. Zamiast socjologicznej analizy, której się spodziewałem, dostałem poradnik jak technologia może usprawnić lub udziwnić ludzką seksualność. Cały jeden wątek Pustki: Snów czyta się jak kiepską wersję Seksu w Wielkim Mieście. Gdyby na tym kończył się mój problem z obrazem seksualności w książce Hamiltona, skwitowałbym to uśmieszkiem i słowami de gustibus…, ale niestety, znalazłem tutaj coś bardziej niepokojącego.

W moim odczuciu Pustka: Sny jest seksistowska. W dalekiej przyszłości, kiedy ludzkość nauczyła się porzucać ciało i wstępować do wszechwładnej sieci, kiedy śmierć jest tylko niewygodą, a Galaktyka została zbadana od krawędzi do krawędzi, kobiety (koniecznie nieziemsko piękne) wciąż są postrzegane przede wszystkim jako nagrody. Z dwóch głównych bohaterek, jedna przez kilkadziesiąt lat wzdycha do mężczyzny, który ją opuścił, nie marząc o niczym innym by tylko przyjął ją z powrotem, a druga idzie do łóżka praktycznie z każdym, a wszystkie jej przelotne romanse są podszyte tendencją do podległości. Z kolei jeden z męskich bohaterów spełnia swe fantazje, tworząc hologramy kobiet, które są mu – a jakże by inaczej – całkowicie podległe. Nie należę do szczególnie pruderyjnych ludzi, ale wszystkie sceny Pustki: Snów kręcące się wokół seksu pozostawiły mnie z poczuciem niesmaku.

I jak, znacie już mój werdykt? Myślicie, że udałoby mi się zachować mój stosunek do Pustki: Snów w tajemnicy aż do tej chwili? To może Was zdziwię: ostatecznie książka Hamiltona wcale nie jest tak zła, jak mogłoby to wynikać z powyższego tekstu. Jest porządnie napisana (chociaż średnio przetłumaczona) i skierowana ku konkretnemu odbiorcy – ja nim nie jestem. Jeśli jesteś fanem cyklu zapoczątkowanego przez Gwiazdę Pandory, jeśli bardziej zależy ci na wizji świata, niż na fabule, jeśli nastawiasz się na czytanie trylogii, a nie pojedynczej książki, Pustka: Sny jest dla ciebie. Na kartach swojej książki, Hamilton zawarł masę ciekawych pomysłów i rozwiązań. Jego sceny akcji (kiedy już się pojawiają) są intensywne i nakreślone z rozmachem. Humor jest inteligentny i odpowiednio dawkowany. Tylko ten seks…

6 komentarzy:

  1. Recenzja na którą czekałem :). Generalnie podzielam Twoją opinię, różnica polega na tym, że lektura "Pustki" sprawiła mi wiele przyjemności. Celnie wypunktowałeś wady. Nie zgodzę się jedynie z lodowcową akcją.
    Jestem w połowie trzeciego tomu. Nie chcę zdradzać zbyt wiele. Tom drugi jest zdecydowanie słabszy od pierwszego. W pierwszym Hamilton zachował swego rodzaju równowagę, której później zabrakło. Mam na myśli sny stanowiące dominujący element w "The Temporal Void" - niezwykle irytujące. Autor "Pustki" rzeczywiście chwilami jest bliski przekroczenia granicy dobrego smaku.
    Dłużyzny to chyba znak firmowy Hamiltona, niemniej "Pustka" pod tym względem jest ledwie niewinną igraszką kiedy wspominam trylogię "The Night's Dawn".
    Światy Hamiltona lubię bardzo. Facet ma niesamowite pomysły.
    Nie jest to dzieło wybitne, raczej pierwszorzędne czytadło.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiedziałem, że ktoś czeka na moje recenzje 
    Tak jak pisałem, odniosłem wrażenie lodowcowego tempa akcji, ponieważ fragmenty z Edeardem i seksualne orgie (nie wspominam o developerstwie) wydały mi się zbędne. Jeśli komuś nie przeszkadzają, może odebrać książkę inaczej. Być może zawinili tutaj również tłumacze (w polskiej wersji to duet), bo czasem, zwłaszcza w dialogach, odczuwało się pewną drętwość.
    Wreszcie, jak zresztą przyznałem, światy Hamiltona są intrygujące i przebogate, i jest to niemal wystarczający argument, żeby tę książkę przeczytać. Niemal ;)
    Co do reszty twórczości Hamiltona nie mam jak się wypowiedzieć, bo jej nie znam, chociaż coś jeszcze zamierzam przeczytać (może Dysfunkcje rzeczywistości?).

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna recenzja, aż dostałam zadyszki, bo słowa połykałam jakby mnie kto gonił. Mam tę książkę w czytelniczych planach. Motyw "pustki", horyzontu zdarzeń i opisanej przez ciebie deklaracji pewnej grupy ludzi, pragnącej się w niej zanurzyć, jakże dobrze jest mi znane to uczucie. Wiem, że zabrzmi to infantylnie, ale gdyby taka wyprawa była organizowana i szukano by ochotników, ja pierwsza bym się zgłosiła. Chyba właśnie dlatego spodobał mi się opis na zagranicznych serwisach tej książki. Na razie nie odnoszę twojej oceny do swojej własnej, bo tak czy owak na pewno ją przeczytam.
    Jeszcze raz... bardzo udana recenzja, jeszcze bardziej zachęciła mnie do tej książki :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Ci się podobało. Rzeczywiście, koncepcyjnie Hamilton stoi na wysokim poziomie. Oddanie się nicości to bardzo potężny motyw, chovciaż trochę żałuję, że jest nam dane podejrzeć jej wnętrze - moim zdaniem tajemnicza i nieznana pustka miałaby jeszcze większy powab.

    Pozdrawiam,
    Marcin

    OdpowiedzUsuń
  5. Przede wszystkim, tak jak już zauważyłeś - książka jest topornie tłumaczona. (W polskim wydaniu brakuje ok 20 stron tekstu no i 5 snu). Ponadto prozę Hamiltona, zawsze cechowały opisy seksu, niewiele wnoszące do samej fabuły - bo i nie tego oczekujemy po dobrym s-f.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zastanawiam sie, czy nie zwrocic sie do wydawnictwa o zwrot kasy wydanej na ksiazke. Dlaczego? Dlatego ze ksiazka bardzo mi sie podoba, czekalem na nia latami... Na trzecia czesc - myslalem, ze padne trupem, gdy sie okzalo, ze nie moge kupic ebooka z Polski. A nasza wersja zostala obcieta i to tak, ze gdybym nie czytal oryginalu, to nie wiedzialbym o co chodzi. To jest oszustwo, ze nie podane informacji o okrojonej wersji oryginalu. Co do tlumaczenia, to juz kwetia gustu... Ja czytalem oryginal, wiec polskie tlumaczenia byly miejscami zabawne, ale... zapewne sam nie potrafilbym lepiej.
    A wracajac do ksiazki. Jest swietna, takiej hard dawno nie czytalem... Przydluga? Mozliwe. Prosze czytac opowiadania. Kilka stron i final. Science w tej ksiazce jest wiecej niz bardziej na poziomie a fiction najwyzszych lotow. Panie Hamilton, prosimy o wiecej! W kwestii seksu. Trudno mi wyobrazic sobie, co tu jeszcze i jak mozna powymyslac. W sumie mozna o nim nie wspominac, tak jak nie pamietam, ale nigdzie nie ma w ksiazce, ze jakis jej bohater idzie do kibelka. Pomijanie pewnych aspektow nie musi wypaczac calosci. Jednym sie bedzie podobalo, innym nie. Dla mnie 99% jest do przelkniecia. Bez popijania. A potem swieca oczy :D

    OdpowiedzUsuń