sobota, 21 sierpnia 2010

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych, część 6


Zapraszam do kolejnego, odrobinę spóźnionego, wielkiego czytania (lepiej późno niż wcale).

[Poniżej znajdują się spoilery do książek z cyklu Malazańskiej Księgi Poległych]

Wielkie czytanie Malazańskiej Księgi Poległych trwa. Przypominam: w tym cyklu przywołuję treść poszczególnych rozdziałów sagi Stevena Eriksona, wdając się czasem w analizę lub interesujące dygresje. Oczywiście, moje posty są tylko cieniem rzucanym przez właściwy re-read, odbywający się na stronie wydawnictwa Tor. Osoby chcące pogłębić znajomość Malazańskiej Księgi Poległych kieruję tutaj.

Bez dalszego przedłużania, zanurkujmy w rozdziały 10 i 11. Dotarliśmy już mniej więcej do połowy książki i najbardziej zadziwiające jest to, że wciąż poznajemy kolejne postacie: Erikson zdaje się mieć ich niewyczerpany zapas, a jeśli któraś nie odegra znaczącej roli w tej książce, to możecie być pewni, że pojawi się na pierwszym planie w którejś z kolejnych części serii.

Rozdział 10 rozpoczyna się spokojnie: Toc i Paran spotykają się w Pale (ten pierwszy jest zadziwiająco nieporuszony „powrotem do żywych” kapitana), a potem wyruszają w ślad za przyboczną Lorn i Toolem. Tattersail jest już w drodze do Darudżystanu, ale zostaje zatrzymana przez kombinację starożytnej magii Tlan Imassów i zdrady, uosobionej tutaj przez maga Bellurdana. Może od razu podzielę się moimi wątpliwościami, co do użytej w tej scenie mocy (zresztą, amerykańscy recenzenci wtórują mi w tej kwestii). Pole uśmiercające magię zostało przez Imassów wykorzystane dokładnie raz – tutaj – w późniejszych książkach już o nim nie usłyszymy. Według mnie to dość przydatna umiejętność, dlatego dziwię się, że Tool wykorzystał ją tylko w Ogrodach Księżyca. Być może to „Gotism” i należy o nim zapomnieć, a może ja coś przeoczyłem – w takim wypadku zachęcam do komentowania.

W każdym razie spotkanie dwójki imperialnych magów nie przebiega w przyjaznej atmosferze i kończy się konflagracją (uwielbiam to słowo) czarów, w której ginie zarówno Bellurdan, jak i Tattersail – chociaż czarodziejka w ostatniej chwili dostrzega szansę ocalenia.

Ta scena jest bardzo ważna: zarówno dla fabuły Ogrodów Księżyca, jak i jej bezpośredniej kontynuacji, Wspomnienia Lodu (i dla Myta Ogarów, ale o tym akurat próbuję zapomnieć). Z jednej strony, poznajemy wreszcie cel przybocznej i Tlan Imassa: starożytny grobowiec jaghuckiego tyrana. Tattersail uświadamia sobie, że wysłannicy Cesarzowej zamierzają obudzić tę przerażającą istotę. My, czytelnicy, nie wiemy jeszcze, o kim mowa ani czemu powinniśmy się jej lękać, ale w czarodziejce wzbudza to niemały strach. Wyjaśnienie zostanie nam dostarczone niedługo potem, w rozdziale 11, gdzie Mammot wytłumaczy Crokusowi co nieco o pierwszych dniach Darudżystanu. Okazuje się, że miasto było początkowo tymczasową osadą poszukiwaczy jaghuckiego kurhanu, w którym ukryto ponoć potężne artefakty. Z kolei skąd inąd wiadomo, że tyran władał potężną magią i był znienawidzony zarówno przez swoich rodaków, jak i przez inne ludy, w szczególności Tlan Imassów.

[Ciekawostka lub Gotism: Mammot twierdzi, że Jaghutów nazywa się też czasem Jhagami lub „Shurle”, ale z tego co pamiętam z późniejszych tomów, Jhag to dziecię mieszanej krwi. O Shurle’ach nic sobie nie przypominam, nie sądzę, by ktoś jeszcze wymawiał tę nazwę.]

Drugą ważną konsekwencją spotkania na Równinie Rhivii będą narodziny… czegoś. Na początku rozdziału 11 znów przeniesiemy się do krainy snów Kruppego, gdzie dojdzie tym razem do spotkania ze starożytnym bogiem, K’rulem, rzucającym kośćmi (swego rodzaju szamanem) Tlanów – zwróćcie uwagę na brak drugiego członu nazwy – i młodą rhivijską kobietą. Najwyraźniej Kruppe jest osobą naprawdę osobliwą – do jego marzeń nie mają wstępu młodsi bogowie, dlatego do spotkania dochodzi właśnie tutaj, a on zdaje się umieć wywoływać postacie z zamierzchłej przeszłości (rzucający kośćmi, Pran Chole, jest wciąż śmiertelny, mówi dopiero o rytuale, który uczyni go nieumarłym; Erikson daje nam do zrozumienia, że ta rozmowa odbywa się poprzez czas – dokładnie 300 tysięcy lat; ktoś prosił o rozmach?). Jest mowa o dziecku zrodzonym z pomieszania czarów, które rhivijska kobieta musi donosić: z łatwością można wywnioskować, że wspomniana burza zaklęć jest wynikiem starcia Tattersail i Bellurdana. Czy więc czarodziejka przeżyła? W jaki sposób jej los wiąże się z Tlan Imassami? Czytelnikowi przyjdzie poczekać, aby się dowiedzieć.

Magiczna konflagracja (musiałem to napisać jeszcze raz) jest dobrze widoczna na całych równinach. Zauważają ją zarówno Toc i Paran, którzy odnajdują zwęglone zwłoki magów. Paran dochodzi do wniosku, że to sprawka Tayschrenna i Lorn. Bloggerzy z oryginalnego czytania utrzymują, że uczucia, jakimi kapitan darzył czarodziejkę są tutaj dobrze widocznie, ale ja muszę się nie zgodzić: według mnie emocjonalny wpływ śmierci Tattersail jest przygaszony, co zresztą dobrze podsumowuje relacje obu wspominanych postaci. Może to kwestia tłumaczenia? Hm, dość o tym.

Nad Równiną Rhivi szybuje Starucha – ona też odczuła efekty magicznego starcia. Wielki Kruk znów służy jako posłaniec władcy Odprysku Księżyca i to za jego sprawą poznamy wreszcie z bliska Caladana Brooda, półkrwi Barghasta, jednego z głównodowodzących oporu przeciwko Imperium Malazańskiemu. Brood nieszczególnie lubi się z Anomanderem Rake’iem, dlatego postanawia powstrzymać go przed otwartym wystąpieniem przeciwko imperialnej armii – takie starcie mogłoby się skończyć zniszczeniem Darudżystanu.

Dzięki wizycie Staruchy poznamy jeszcze jedną postać: zastępcę Brooda, przeklętego wielkiego króla Kallora. Starzec jest nadęty i arogancki, opryskliwy i skory do gniewu. Kolejna postać, którą uwielbiam. Być może skarżę się zawsze na Myto Ogarów, ale w jednym względzie lubię tę książkę: daje nam wgląd w charakter wielkiego króla i pozwala nam zrozumieć jego przeszłe i przyszłe zachowanie. Tutaj Kallor zachęca półkrwi Barghasta do zabicia Rake’a (Brood lekceważy jego sugestię).

Starucha opuszcza obóz Brooda, ale trafia na ślad starożytnej magii, która zabiła już dwa inne Wielkie Kruki. Jej dociekania omal nie kończą się śmiercią z rąk Loczka – tak, szalony mag-kukiełka również zmierza do Darudżystanu. Tę potyczkę obserwują z oddali Lorn i Tool. Tlan Imass przestrzega przyboczną przed konwergencją – moc sprowadza moc, a epicentrum tego wydarzenia wydaje się metropolia, do której zmierzają.

W samym Darudżystanie sprawy również nabierają tempa. Sabotażyści Podpalaczy Mostów, podszywając się pod robotników dróg publicznych, powoli podminowują główne arterie miasta. Żal ma pewne przeczucia, co do odwiedzającego rezydencję Baruka grubaska. Kruppe’ego. Podąża za nim do gospody „Pod Feniksem”, w trakcie przeżywając przedziwną przemianę (wybaczcie aliterację). Wreszcie rozumiemy, że wszystkie obawy, które mieli wobec niej Podpalacze Mostów, były uzasadnione. W jej duszy czai się druga osobowość – Kotylion, Sznur Cienia (pamiętacie jedną z tajemniczych postaci z pierwszego rozdziału?) - która powoli wypływa na wierzch, spychając oryginalne jestestwo dziewczyny głębiej i głębiej w podświadomość. Żal zabija wartownika stojącego przed gospodą i wchodzi do środka, a Crokus (który również się tam pojawia) zdaje sobie sprawę, że to ona jest morderczynią.

Na resztę rozdziału składa się dalsze snucie przypuszczeń i wymiana plotek: kompania z gospody „Pod Feniksem” spekulują na temat przymierza Odprysku Księżyca z Darudżystanem (po raz pierwszym dowiadujemy się, że w latającej twierdzy mogą zamieszkiwać smoki – nie jeden, nie dwa, tylko, nie przebierając, pięć). Kalam i Szybki Ben rozważają dostępne im opcje: tutejsza gildia skrytobójców ukrywa się, więc pozostaje szaleńczy plan spotęgowania konwergencji, czyli sprowadzenie do miasta jak największej ilości Ascedentów (istot posiadających znaczną moc).

Rozdział zamyka scena podróży Szybkiego Bena przez królestwo Tronu Cienia. Mag Podpalaczy Mostów słyszy odlegle wycie Ogarów…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz