piątek, 22 stycznia 2010

Okiem laika: Wzory kultury

Jak powiedziałem, tak zrobię. Nie będzie to recenzja, bo nie czuję się na siłach stawać w szranki ze światowej sławy antropologiem (proszę, nie zmuszajcie mnie do użycia słowa „antropolożka”), ale raczej zbiór wrażeń i spostrzeżeń.
Autorem Wzorów kultury jest Ruth Benedict, jedna z największych badaczek kultury XX wieku (ale tyle powie Wam Wikipedia), książka została po raz pierwszy opublikowana w 1934 roku, ale jej przesłanie jest do dziś aktualne.
Wzory kultury to właściwie dwa dzieła w jednym. Z jednej strony, to monografia, opisująca trzy bardzo różne indiańskie plemiona - ich zwyczaje i prawa, ale przede wszystkim mentalność i moralność. Z drugiej, to praca formułująca śmiały jak na tamte czasy pogląd kulturowego relatywizmu.
Swoim dziełem Benedict chciała pokazać, że każda kultura posiada własne imperatywy i sposoby postępowania, możliwe do zrozumienia jedynie, kiedy bada się ją jako całość (postulat podobny do funkcjonalizmu Malinowskiego). Konsekwencją takiego podejścia było odrzucenie obiektywnych pojęć dobra, zła i wypełniającej przestrzeń pomiędzy nimi moralności, a także zerwanie z ocenianiem innych kultur według miary naszej własnej i jej wartości.
Powyższa teza została podparta trzema przykładami – opisem kultury Indian Pueblo, Dobu i Kwakiutlów. Nie mam zamiaru szczegółowo opisywać każdego z plemion, ale chciałbym tylko zaznaczyć, jak różne są one od tego, co prezentuje nasza cywilizacja Zachodu. Indianie Pueblo to lud spokojny, podchodzący z nieufnością do indywidualności (jeśli ktoś, na przykład, wygrywał zbyt często w wyścigach, był dyskwalifikowany), stroniący od ekscesów, miłujący umiar i rozsądek. Ich przeciwieństwem są Kwakiutlowie, którzy (jak wiele indiańskich plemion) pragnęli uwolnić się od ograniczeń rzeczywistości. Dążyli do osiągnięcia nadprzyrodzonych wizji (poprzez wymyślne tortury, jak rwanie pasów skóry czy wieszanie się na słupach, na specjalnych pasach), prowadzili szczególny rodzaj rywalizacji społecznej w postaci potlaczu (wyzbywali się swojego majątku lub niszczyli go, aby poniżyć swoich ‘przeciwników’), a wszystko, co robili, było przepełnione emocjami. Być może najciekawsze plemię to Dobu – kultura ubóstwa, głodu i złośliwości. Gdzie każdy uważany był za czarownika, knującego na szkodę swoich sąsiadów, gdzie normą była zła wola i podejrzliwość, gdzie okręgi wiosek były ze sobą w stanie permanentnej wojny i gdzie przed przybyciem białego człowieka uprawiano kanibalizm.
Wzory kultury pozwalają nabrać dystansu do otaczającego nas świata i jego zdawałoby się absolutnych wartości. Jeśli ktoś stroni od naukowych rozważań, i tak zaciekawią go fascynujące opisy życia plemion – plemion, które są tak inne i obce, że nie powstydziłby się ich żaden świat fantasy czy sf.

Wzory kultury postanowiłem przybliżyć jako pierwsze, bo świetnie wprowadzają w świat kultur, odmiennych systemów wartości i konfliktów powstających na ich styku – a o tym moim zdanie opowiada również jedna z nowszych książek Terry’ego Pratchetta, Nacja, którą zamierzam zrecenzować w przeciągu kilku najbliższych dni.



2 komentarze:

  1. Zaiste ciekawa książką, zwłaszcza że umieszczona w kontkeście SF i Fantasy. Takie otoczonie pasuje ze względu, że Benedict pisząc o kolejnych plemionach po części je sobie wymyśliła. W takim sensie, że zdecydowane różnice pomiędzy nimi wyolbrzymiła w stosunku do tego jak dane kultury wyglądały w rzeczywistości. Skoro ktoś posługuje się efektowną metaforyką nie trudno ulec pokusie, by także fakty przedstawić w sposób bliższy litaraturze fikcji niż naukowej. Między innymi z tego względu po latach wciąż się tą pozycję doskonale czyta.
    Tan przydługi akapit nie oznacza jednak, że należy teorie Bendict włożyć pomiędzy bajki, czy na wspomnianą już półkę z SF i Fantasy.
    Pomimo manakemantów wynikających z rozbuchanych zapędów litarackich amerykanskiej badaczki (należy pamiętać że wynikały one także z penego sposobu dyskursu owej epoki) koncepcja relatywizmu kulturowego pozostaje jedną z najważniejszych koncepcji humanistycznych XX wieku. To właśnie ona wyprzedzająca o dekady erę postkolonialną oraz współczesne procesy globalizacji sprawiła, że Zachód był na takie zmiany cylizacyjne mentalnie przygotowany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie do końca się z Tobą zgodzę, Marku Krassusie. Benedict być może koloryzuje odrobinę (przede wszystkim Zuni, których w jakiś sposób idealizuje), ale poczynione przez nią obserwacje są w dużej mierze potwierdzane przez innych badaczy.
    Być może myślisz o książce, Chryzantema i miecz, która ma już bardziej chwiejną podbudowę faktograficzną (słynne badania zza biurka).
    Masz natomiast rację o kolosalnym wkładzie, jaki zawarta w tej książce koncepcja miała na socjologię i stosunki społeczne na świecie w ogóle. Zaś idąc tropem fikcji literackiej można by zapytać, ile w jakiejkolwiek niemierzalnej matematycznie teorii jest ideologii, a ile faktu (ileż razy Kapuściński retuszował swoje reportaże?).

    OdpowiedzUsuń